Rano zgodnie z planem podjechałem sobie rowerkiem na PKP w Krk, skąd pociągiem dotoczyłem sie do Trzebini. Tam po chwili pojawili sie Magda i Łukasz i wszyscy razem ambitnie ruszyliśmy w zaplanowaną trasę.
Oczywiście na początku małe zakupy w Lidlu :)
Jechało się całkiem przyjemnie, chociaz temperatura była tylko ułamek stopnia powyżej zera.
Drogi na zadupiach raczej słabo przejezdne, więc jechaliśmy bardziej głównymi trasami.
Po południu pojawiliśmy się w Ogrodzieńcu, gdzie trzasnęliśmy kilka fotek i obiadek w miejscowej knajpce.
Strongmen :) |
Grochówka była zacna, ale drugie danie syfiaste :( |
Ciepły obiad troszkę nas rozleniwił i ostatecznie zostalismy juz w Ogrodzieńcu na noc :)
Łukasz miał tam akurat obcykaną jedną, fajną miejscówkę więc tam też zdecydowaliśmy przenocować.
Pokonaliśmy baaaardzo dużo km. Konkretnie to nieco ponad 40 :)
Pokonaliśmy baaaardzo dużo km. Konkretnie to nieco ponad 40 :)
Ale w sumie i tak mieliśmy plan zakończyć jazdę wcześniej, bo chcieliśmy posiedzieć nad mapami i poplanować trasę na Cabo.
No więc siedzimy, planujemy, jemy, piwkujemy. Jest dobrze :)
Dzień 2:
Pobudka jakoś przed 8-mą. Szybkie śniadanko i do rumaków marsz :)
Dzień 2:
Pobudka jakoś przed 8-mą. Szybkie śniadanko i do rumaków marsz :)
Takiego fajnego Leona tam mieli :) |
Na koniec jeszcze pamiątkowe foto pod blachą Ogrodzieńca.
Potem już kilkadziesiąt km uczciwego pedałowania.
Pogoda była cudowna, idealna. Temperatura -2 stopnie, czarny, suchy asfalt, zmrożony śnieg dookoła - bajka.
Porobiliśmy sporo fajnych fotek.
Druga połowa dzisiejszego dnia to już mniej ekscytujący dojazd przez Dąbrowę do Katowic. Ruchliwe ulice - coś czego nie kocham całkowicie :/
W Dąbrowie zajechaliśmy jeszcze do Maca na kawkę i kanapkę.
Z Maca podjechaliśmy trzasnąć sobie fotkę pod spodkiem w Katowicach.
Potem już prosto na PKP, gdzie się rozstaliśmy.
Tak zakończyła się pierwsza w tym roku mała, weekendowa wyprawa.
Było zimno, ale jak zwykle super.
Mieliśmy z Madzią podczas tej wyprawy prototypowe, nowoczesne, tajne i jedyne w swoim rodzaju błotniki jednej z wiodących firm (nazwa ściśle tajna)...
Mój rower wyglądał jakbym z jakiejś misji wojennej wrócił prawie ;)
Potem już kilkadziesiąt km uczciwego pedałowania.
Pogoda była cudowna, idealna. Temperatura -2 stopnie, czarny, suchy asfalt, zmrożony śnieg dookoła - bajka.
Druga połowa dzisiejszego dnia to już mniej ekscytujący dojazd przez Dąbrowę do Katowic. Ruchliwe ulice - coś czego nie kocham całkowicie :/
W Dąbrowie zajechaliśmy jeszcze do Maca na kawkę i kanapkę.
Nasz syn nawet skorzystał ze zjeżdżalni :) |
Z Maca podjechaliśmy trzasnąć sobie fotkę pod spodkiem w Katowicach.
Potem już prosto na PKP, gdzie się rozstaliśmy.
Tak zakończyła się pierwsza w tym roku mała, weekendowa wyprawa.
Było zimno, ale jak zwykle super.
Mieliśmy z Madzią podczas tej wyprawy prototypowe, nowoczesne, tajne i jedyne w swoim rodzaju błotniki jednej z wiodących firm (nazwa ściśle tajna)...
Mój rower wyglądał jakbym z jakiejś misji wojennej wrócił prawie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz