sobota, 14 lutego 2015

Katowice - Kraków


Dzisiaj w standardowym składzie wybraliśmy się na jednodniową wycieczkę z Katowic do Krakowa :)
Pobudka przed 4:00 - trochę masakra :) potem szybka toaleta, ubieranie i o 4:20 wyszedłem z domu. Pociąg miałem o 5:20.
na dworcu PKP w Krakowie

Takimi luksusami jechałem :)

W pociągu zapodałem śniadanko, aby sił w drodze nie zabrakło.

O 7:30 spotkaliśmy się wszyscy w umówionym miejscu na dworcu PKP w Katowicach. Potem jeszcze szybkie zakupy w pobliskim sklepie i w drogę.
Początkowo temperatura około -2,5 stopnia Celsjusza sprawiała, że było okropnie zimno - odczuwalnie było dużo zimniej. Po godzince zaczęło się robić coraz cieplej aby dojść do około 10 stopni w najcieplejszej porze dnia. W słońcu było nawet ponad 22 stopnie!
Jechało się świetnie, co sprzyjało typowym fotograficznym głupawkom :)


W Rudnie koło Tenczynka odwiedziliśmy ruiny starego zmaczyska. To tam w słońcu było tak gorąco.
Na tle zamku


Po chwili było jeszcze więcej


Po odwiedzinach w zamku ruszyliśmy dalej w drogę.
Co chwilę przecinaliśmy dzisiaj autostradę A4 (w sumie 8 razy, w tym dwa niepotrzebnie)
Ciekawostką było dzisiaj wynalezienie przez nas nowej dyscypliny sportowej - "gleba synchroniczna na rowerach". Okazuje się, że jeśli wejdzie to w poczet dyscyplin olimpijskich, to mamy szansę reprezentować nasz kraj z sukcesami...
Jechaliśmy z niewielkiej górki po mokrym asfalcie (na szczęście powoli), gdzieś na zadupiu, gdy nagle Łuki podał komendę-hasło: uważajcie, jest ślisko. W tej chwili, wszyscy troje jednocześnie zaliczyliśmy glebę, ale to dosłownie JEDNOCZEŚNIE, czyli wszyscy troje upadliśmy w przeciągu ułamka sekundy. Na szczęście nic się nam nie stało i dzięki temu mogliśmy jeszcze wiele kilometrów napawać się nietypową akrobacją :)

Kilka kilometrów trasy zaliczyliśmy potem w lasach Tenczyńskiego Parku Krajobrazowego, jadąc po zmrożonej warstwie śniegu - nie był na szczęście śliski i dało się po tym jechać.
Fajne tereny - będę musiał tu wrócić jak będzie ciepło.




Potem już w okolicach Krakowa oraz samym Krakowie zapodaliśmy trochę pamiątkowych fotek i wspólnie udaliśmy się na PKP.


Posiedzieliśmy chwilę w przydworcowej knajpce a potem Magda z Łukaszem ruszyli pociągiem w drogę do domów a ja zrobiłem to samo na rowerze.
Sama trasa od dworca do dworca miała dokładnie 100 km, a wliczając w to dojazd na i z PKP, zrobiłem dzisiaj w sumie około 117 km, i tym samym zaliczyłem pierwszą w tym roku "setkę" :)
Było świetnie, wesoło i trochę ciężko - czyli sama rozkosz :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz