sobota, 11 kwietnia 2015

Żywiec 2015

Kolejna weekendowka :)
Dzień 1:
Kraków - Zator - Andrychów - przełęcz Kocierska - Żywiec

Spotykamy się z Michałem niedaleko kopca Kościuszki i ciśniemy w stronę Zatora. Jedzie się super bo pogoda jest wyśmienita. Początkowo jedziemy ścieżką rowerową przy Wiśle, a potem jakimiś zadupiami, którymi ciągnie nas Garminka.

Mamy okazje skorzystać z przeprawy promowej - taka ciekawostka :)
Przeprawa promowa - dla rowerów gratis :)

W Zatorze spotykamy Magdę i Łukasza, wciągamy wielkie lody i suniemy zadupiami do Andrychowa.



W miejscowości Nidek nawiązuje się znajomość między Michałem a miejscowym, wesołym kolegą :)

Tam krotka przerwa na Orlenie i jedziemy w stronę Żywca.



Ostatnie chwile (zaraz za Andrychowem) przed początkiem mordęgi :)

Zaczyna się masakra - niekończący się podjazd pod przełęcz Kocierską (najwyższy punkt Beskidu Małego). Około 10 km ostrego ciśnięcia pod górę.
Po kilku km podjazdu zastanawiam się już tylko czy najpierw się uduszę a potem osram, czy odwrotnie ;)
Ostatecznie nic z tych rzeczy nie nastąpiło, ale było blisko. 
Mimo, że moje tempo podjazdu było prawie ujemne ;P to jednak jakoś wjechałem bez zatrzymywania się, co ucieszyło mnie, bo odczułem efekty olania diety, która zabiła mnie na podjazdach podczas wyprawy do Czech (a były to dużo mniejsze podjazdy). Teraz jedynym problemem była zadyszka, ale wystarczyło wyrównać tempo i jakoś pomalutku toczyć się pod górę. Nie było odcięcia prądu ani zakwasów. Jednak dieta nie jest wskazana przy pedałowaniu po górach.
Tutaj szczytowaliśmy ;)... tzn zdobyliśmy szczyt przełęczy :)


Podczas zjazdu miny były już bardziej uśmiechnięte :)
Cisowy Potok - wodospadzik :)
O zachodzie słońca zaliczamy blachę Żywca a do centrum dojeżdżamy już prawie o zmroku.





rynek w ostatnich promieniach słońca
Zakupy i na kwaterę. Mamy świetną miejscówkę z nadmiarem łóżek i tradycyjnie trzeba z rowerami tarabanić się na piętro po schodach. Nie ma lekko :)
Nasza kwatera
Kolacja, pizza, piwko itd. 
Od Krakowa zrobiliśmy z Michałem około 113 km, ale kilometry za Andrychowem powinno się liczyć x3 :)
Jesteśmy zmęczeni ale zadowoleni :)

Dzień 2:
Żywiec - Szczyrk - przełęcz Salmopol - Wisła - Bielsko-Biała


Na początek zaliczamy z rana pałac, a potem ważniejszą budowlę - McDonalds :)




Po podładowaniu baterii i zrzuceniu zbędnego balastu, kierujemy się na Szczyrk.
Zaczyna się niepozornie i mimo dość mocnego wiatru (oczywiście w mordę, bo jakże inaczej...) dotaczamy się do Szczyrku, gdzie uzupełniamy zapasy w sklepie z płazem w logo.




Potem zaczyna się walka z podjazdem i z samym sobą :) ale walkę tą wygrywamy i po kolejnych 10 km podjazdu zdobywamy przełęcz Salmopol, gdzie jeszcze leży śnieg i ludzie jeżdżą na nartach.
Wszyscy uznajemy, że w sumie podjazd nie był tak zabijający jak dnia poprzedniego.
Z rowerami na śniegu wyglądaliśmy tam trochę dziwnie ;)










Potem dłuuuugi zjazd do Wisły :)



W Wiśle zapodaliśmy sobie solidny posiłek - w pełni zasłużony :)
Potem już na płasko pocisnęliśmy szlakiem WTR na północ.
Po niecałych 20 km, przed Skoczowem, rozstajemy się - ja cisnę na pociąg do Bielska (niestety w domu czeka jeszcze nadmiar pracy spowodowany tym, że trzeba wszystko pozamykać przed wyjazdem na Cabo), a reszta ekipy ciśnie dalej na północ.




Michał zdecydował dojechać z Łukim do Katowic, bo do domu się nie spieszył a czuł niedosyt pedałowania tego dnia. W sumie też czułem, ale ja nie miałem wyboru tym razem :/
Na szczęście już wkrótce to nadrobię :)
Ostatnie 20 km cisnę więc samotnie i parę minut po 17-tej zaliczam blachę Bielska niczym samotny jeździec ;)

Potem jeszcze kawałek na PKP i na tym koniec wyprawy.
Dworzec PKP w Bielsku


Tego dnia musiałem zadowolić się dystansem nieco ponad 80 km.
Ogólnie standardowo świetna wyprawa. Pogoda też ogólnie dopisała. Może czasem wiatr przesadzał, ale co zrobić :)
Teraz, nie licząc krążenia po okolicy, najbliższa wyprawa to już najprawdopodobniej zacznie się w Świnoujściu a skończy w Portugalii :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz