sobota, 19 lipca 2014

Garmin Edge Touring - test w trasie

Dzisiaj w końcu miałem czas, aby przetestować nowy nabytek w postaci nawigacji rowerowej.

Wybrałem się zatem w standardowym jak na okres letni kierunku, czyli nad morze (w okresie letnim zazwyczaj przebywam z rodzinka na wsi niedaleko Gryfic).
Trasę nad morze znam już na pamięć bo jechałem nią wiele razy, ale tym razem pozwoliłem prowadzić się swojej nowej nawigacji.
Urządzenie sprytnie wybiera trasy mniej ruchliwe, dzięki czemu zaliczyłem praktycznie nową trasę, w większości z dala od samochodów. Bardzo fajna opcja. Oczywiście można systemowi nakazać aby unikał dróg gruntowych jeśli ktoś woli asfalty. Ja wolałem jednak w miarę możliwości z dala od ruchliwych arterii, co też się udało.
Jechałem w większości trasy z wykorzystaniem mapy Cycle od Garmina. Nie jest ona pozbawiona wad, ale chyba nie ma map bez wad. Przykładowo w Niechorzu od paru lat jest fajna, spokojna ścieżeczka rowerowa wzdłuż torów i brzegu jeziorka, ale mapa o tym nie wie :(
Podczas jazdy urządzonko sprawowało się super. Nie zaliczyło żadnego zgubienia satelitów, a wiem, ze ono potrafi mieć takie momenty w gęstym lesie. Mnie to tym razem nie spotkało, ale może dlatego, ze ewentualne lasy jakie mijałem nie były specjalnie porośnięte drzewami.
Widoczność ekranu jest świetna. Podświetlenie ekranu ustawiłem na automatyczne wyłączanie po 15 sek. Jak się okazuje, wyświetlanie działa inaczej niż na ekranach telefonów komórkowych, w których widoczność jest tym gorsza, im mocniej świeci słońce. Tutaj jest dokładnie odwrotnie - im jaśniej tym lepiej :) W pełnym słońcu widać mapę jak drukowaną :)
Urządzonko przez calą podróż (82 km) zjadło mi dokładnie 60% baterii. Można więc wstępnie powiedzieć, że spokojnie powinno starczyć na ponad stówkę, ale na tą chwilę tylko zgaduje. Sprawdzę to może jutro.
Systemik jest konfigurowalny dosyć fajnie. Pod mapą mogą (ale nie muszą) wyświetlać się dwa małe pola z jakimiś danymi, np: przejechany dystans, średnia prędkość, moc sygnału GPS itd. Ja ustawiłem sobie dystans jaki mi pozostał do końca, oraz dystans przejechany. Po zatrzymaniu zmienia się to na coś tam innego, ale nie pamiętam już na co tam ustawiłem :)
Trasę pokonałem jednocześnie z włączonym Endomondo na telefonie (iPhone 4S) oraz licznikiem rowerowym Sigma. Pomiędzy Endomondo a licznikiem zawsze mam niewielkie rozbieżności w dystansie. Tak też było tym razem. Licznik pokazał przejechane 82,67 km. Endomondo 84,06 km. Garmin 82,42. Wiadomo, że nie ma szans na identyczne wskazania rożnych urządzeń, ale jako, że najbardziej wiarygodny wydaje mi się (przynajmniej do teraz tak było) licznik rowerowy, to mogę śmiało stwierdzić, że wskazania Garmina są równie wiarygodne i dokładne. Prawdopodobnie próbkowanie sygnału GPS jest w Garminie częstsze niż w Endomondo, ale to tylko moje przypuszczenia.
Jeszcze jedno co przychodzi mi do głowy - po powrocie zerknąłem na dane wysokościowe - w Garminku zgadzały się co do metra, czyli tyle samo podjechałem ile zjechałem w dół. To logiczne, bo ruszałem dokładnie z tego samego miejsca w którym skończyłem. W przypadku Endomondo zawsze mam tu jakąś rozbieżność. Endomondo twierdzi widocznie, że zawsze podczas jazdy korzystam częściowo z teleportacji. Z ręką na sercu - nie korzystam, serio.
W komplecie z urządzeniem dostałem dwa mocowania rowerowe (jedno zapewne zapasowe), dzięki czemu Garminek wylądował u mnie na mostku.
Podsumowując: Garminek jest świetnym urządzeniem i mimo nie najmniejszej ceny, jest wart wydanej kasy.
Link do trasy: GARMIN CONNECT

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz