Dzień pierwszy weekendowki za nami.
Rano spotkaliśmy się z Michałem o 7:20 i o 7:30 ruszyliśmy autem do Gliwic. U Madzi zasiedliśmy do śniadanka punktualnie o 9:00. Po chwili dołączył też Łukasz, który do Gliwic przyjechał rowerem (z Katowic), wiec już na starcie miał dodatkowe 30 km wykręcone.
Po smacznym śniadanku i jabłeczniku, o 10:00 ruszyliśmy w kierunku Kędzierzyna Koźle. Prowadziła Magda znanymi sobie ścieżkami rowerowymi.
Pogoda na tym odcinku trochę słaba bo albo pochmurnie, albo lekko kropiło. Na szczęście nie była to ulewa, a temperatura nie była jakaś tragiczna. Dało się jechać.
Jak wjechaliśmy do Kędzierzyna, to zrobiło się słonecznie (taka pogoda towarzyszyła nam już do końca dnia).
Zasiedliśmy w knajpce, w której zapodaliśmy po całkiem smacznym placku po węgiersku i swojskich lodach (na prawdę świetne lody).
Po posiłku standardowo jechało się przez chwilę ociężale, ale jak się już wszystko ułożyło w brzuchu, to jazda wróciła do normy :)
Ogólnie dzisiaj jechało się bardzo fajnie i bez większego wysiłku. Trasę po obiedzie wymyśliła nam Garminka i zrobiła to rewelacyjnie.
Jechaliśmy w zasadzie ciągle spokojnymi zadupiami. Pedałowało się przyjemnie.
Oczywiscie wieczorem przyrost mocy.
Po drodze zatrzymywaliśmy się co jakiś czas na zdjęcie. Mamy fotki jesienne z liśćmi, na belach siana oraz na burakach :) Czyli typowa podróżna głupawka, która towarzyszyła nam całą drogę.
Przy znakomitej pogodzie i świetnych trasach na "końcu świata", zaliczyliśmy bardzo ładny zmierzch i zachód słońca. Było bajecznie. Łukasz przy okazji opanował sztukę zakładania kurtki bez zatrzymywania się :)
Wymyśliliśmy nowy sport - Moping Walking - chodzenie z kijkami od mopów. Powinno się przyjąć.
W Nysie zaliczyliśmy jeszcze jakąś pizzę na rynku i około 21-wszej dobiliśmy do schroniska młodzieżowego, gdzie mieliśmy rezerwację.
Prysznic, piwko, pogaduszki i do spania.
Jutro jedziemy do Opola, a reszta się okaże. Sami nie wiemy
Pierwszy dzień zgodnie z planem - był fajny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz