niedziela, 5 października 2014

Kalisz - Łódź (107 km)


Dzisiaj dzień rozpoczęliśmy pobudką o godz 6:00. Potem jeszcze raz rozpoczęliśmy o 6:30, bo za pierwszym razem coś nam nie wyszło :)
Tak wiec śniadanko i o 7-mej na rowery. Przejechaliśmy kawał drogi, może nawet cały kilometr i zatrzymaliśmy się na drugie śniadanie w McDonaldzie.



Początkowo jechało się bardzo ciężko ale z czasem zrobiło się... jeszcze gorzej. 
Dzisiejszy dzień był emocjonujący jak filmy drogi, a przerypany jak, hm, nie wiem co jest jeszcze tak przerypane. Wszyscy przeżyliśmy jakiś koszmar, którego nie potrafimy sobie wytłumaczyć. Jechało się okrutnie ciężko. Możliwe, że to przez wiejący nam od przodu wiatr. 
Dzisiaj wszyscy tak samo bardzo nie mogliśmy doczekać się końca podroży. Pod blacha Łodzi w zasadzie już się czołgaliśmy :)


Nie pomogły nawet wielokrotne śniadania :)
Po drodze nie działo się nic specjalnie ciekawego.
Zaliczyliśmy standardowe śniadanko na jakimś przystanku pod miejscowością Staw.

W miejscowości Kalinowa znaleźliśmy fajny rower na którym popstrykaliśmy foty. 


Reszta to w zasadzie film drogi lub raczej droga krzyżowa :)
W Łodzi wsiedliśmy razem do pociągu jadącego do Katowic. Podróżowaliśmy w przedziale dla WIP-ów (tak - przez W) - pełen luksus z miejscami lezącymi. 


Z Katowic już każdy pojechał w swoją stronę i tak zakończyła się jedna z naszych najcięższych, wspólnych wypraw (dla mnie zdecydowanie najcięższa).

Ale i tak było wesoło :)

1 komentarz:

Unknown pisze...

Siła, energia, zaangażowanie :).

Prześlij komentarz