Wczoraj standardowo spotkaliśmy się na Placu Zwycięstwa. Zebrało się nas 6 osób.
Ruszyliśmy gdzieś na południe w większości nieznanymi mi terenami.
Zaliczyliśmy troszkę asfaltów, ale to dojazdowo bardziej. Głownie były to jak zwykle pola i lasy.
Najtrudniejszy odcinek został na koniec - no może nie tyle najtrudniejszy bo nie był aż taki znowu trudny, jednak był świetny i wyczerpujący. W ciemności cisnęliśmy lasem przy zalewie, a tam dziury, błoto, gałęzie.
Ogólnie błota było dzisiaj sporo bo kilka godzin przed wyjazdem trochę popadało. W związku z tym było trochę więcej gleb niż zazwyczaj :)
Ale było świetnie :)
Dzisiaj sporo czasu poświęciliśmy na postoje fotograficzne. Był ładny zachód słońca.
Zaliczyliśmy przejazd polem buraków cukrowych - fajna zabawa :)
W sumie zrobiłem 50 km i wypociłem cały basen olimpijski wody.
Rower upierdzielony jak traktor po orce. Ochlapałem go trochę z nadzieją, że będzie czysty, ale tylko go chwilowo zmoczyłem, bo dalej jest uwalony :) Nie mam czasu go doczyścić. Z drugiej strony czy jest sens?... W czwartek znowu śmigamy w teren :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz