Wczoraj pod wieczór, w strugach deszczu wybrałem się na kolejną objazdówke z GRG.
Na szczęście deszcz ustał zanim jeszcze wyjechaliśmy z miasta, więc było spoko.
Jednak kilka ostatnich dni deszczowych i ta ulewa na sam koniec spowodowały, że cała wycieczka była mocno męcząca i chyba lepiej by się jechało rowerami wodnymi :)
Było nas tym razem 5 osób.
Było dosyć zimno, bo temperatura zaledwie nieco powyżej 10 stopni.
Ale jak już się rozgrzaliśmy to nie było z tym kłopotu.
W lasach i na polach samo błoto praktycznie i kałuże. Po jakimś czasie nawet przestałem się starać je omijać, bo to nic nie dało. Uwaliłem się jak świnia, a z powodu braku błotników wyglądałem jak tłusty borsuk z pasem błotnym na plecach :)
Od wody i błota rowery rzęziły i trzeszczały chyba każdemu. Miałem wrażenie, że poszły się rypać wszelkie możliwe łożyska - w pedałach, w piastach i suporcie.
Normalnie survival rowerowy :) ale jakoś dojechaliśmy wszyscy szczęśliwie.
Na koniec obmyliśmy rowerki u Konrada w garażu. Całe szczęście, bo dzisiaj to bym tego błota chyba już od roweru nie odkleił :)
Fotek wiele nie narobiłem bo nie było jak (jak zwykle). Jedynie na kawałkach asfaltowych da się kręcić / pstrykać, bo w terenie kierując jedną ręką można się zabić. No a wczoraj w błocie to już szczególnie było trudno.
Było fajnie, chociaż zmęczyłem się dosyć uczciwie przez to błoto :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz