Drugi dzień weekendówki za mną. Szkoda, że już po :(
Trasę powrotną zrobiłem szybciej niż wczoraj, bo wiaterek, który mnie wczoraj stopował - dzisiaj ładnie wiał mi w plecy, no a dodatkowo miałem z górki :)
Pierwszą połowę trasy przejechałem tymi samymi drogami co wczoraj, a drugą połowę Garminka wymyśliła mi jakoś inaczej.
Dzisiaj było masakrycznie gorąco :/ Przez to zatrzymywałem się niemal w każdej miejscowości ze sklepikiem, uzupełniając płyny. Temperatura była lekko przesadzona...
Jakieś 30 km przed końcem zrobiło się pochmurnie, trochę zagrzmiało i walnęło krótkim, ale solidnym deszczem, dzięki czemu zrobiło się chłodno a i ja cały mogłem się solidnie schłodzić :) Niestety popadało może 5 minut i po deszczu :( Potem jeszcze raz złapał mnie zbawienny deszczyk, ale na równie krótko.
Przez oba dni nie miałem żadnego problemu z kolanem, co z jednej strony mnie cieszy, a z drugiej okropnie w... irytuje, bo chyba mogłem jednak jechać wzdłuż Wisły... ale kto to wiedział. Ryzyko było jednak spore, a zrobienie 2 x 100 km (z prawie pustymi sakwami), to jednak nie to samo co przejechanie 10 x 130 km ze sporym ładunkiem.
Nie ma co gdybać - trudno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz