Potem pociąg do Jelonki, gdzie na dworcu przywitała nas Madzia i udaliśmy się na nocleg do mojego dawnego internatu.
Dzisiaj rano ruszyliśmy trasą przez Kowary w stronę czeskiej granicy. Było pod gorę :) ale mimo, że podjazd miał kilkanaście km (w zasadzie podjazd zaczął się już w Kowarach, a nawet wcześniej, więc pod górkę było ponad 20 km), to jakoś tak dziwnie jechało się nam bardzo fajnie.
Najpierw zatrzymaliśmy się na małe jedzonko, aby już po chwili zatrzymać się ponownie, bo Łukasz zerwał łańcuch, co dało nam dodatkowy odpoczynek, ale zabrało sporo czasu.
Widoki po drodze były rewelacyjne, a granicę przekroczyliśmy na przełęczy Okraj.
Po stronie czeskiej mieliśmy dla odmiany ciągle z górki :) Niestety po kilkunastu km za granicą, zaczęła się psuć pogoda.
Zatrzymaliśmy się w miejscowości Trutnov, gdzie mieli pomnik różowego, srającego niedźwiedzia. Dziwne :)
Tam tez zaczął się deszcz, który z rożnym natężeniem towarzyszył nam prawie do samego końca dzisiejszego odcinka.
Pod koniec drogi w markecie Tesco, zastanawialiśmy się z Łukaszem, czy nie kupić sobie nowych rowerów...
W miejscowości Jičín z której pochodził rozbójnik Rumcajs, po przejechaniu 114 km, rozbiliśmy namioty na jakimś polu campingowym o nazwie... Rumcajs :).
Posililiśmy się zakupionym wcześniej w Tesco żarełkiem, wciągnęliśmy po browarku i w kimę :)
Jutro czeka nas mniej więcej stówka do Pragi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz