sobota, 2 sierpnia 2014

Stawno - Czaplinek (105 km)


Zgodnie z planem wybrałem się dzisiaj na weekendowkę do Czaplinka. 
Wczesnym rankiem trochę pokropiło, ale zanim wstałem, to już było sucho, a zanim się zebrałem, to już było słonecznie :)
Trasy nie wyszukiwałem w żaden konkretny sposób - wpisałem cel w Garmince i zaufałem temu co wymyśliła ;)



Okazało się, że zrobiła to rewelacyjnie - kilka km lasami (bardzo przyjemnie w słoneczny dzień), ale większość bardzo mało uczęszczanymi asfaltami (w większości w zdumiewającej jakości). Co ciekawe, to nie licząc ostatnich kilku km już przed Czaplinkiem (trochę wąski ale ruchliwy i niebezpieczny kawałek) oraz dosłownie kilku km gdzieś po drodze ( gdzie był normalny ruch ale w miarę szeroko), to trasa biegła takimi zadupiami, że przez jakieś może 80 km wyprzedziło mnie tyle samochodów, że chyba dałbym radę policzyć je na palcach (a mam tyle samo palców co większość ludzi). Rewelacja. Nie wiem jakim cudem Garminka to wyszukała, ale zaplanowała na prawdę świetna trasę.


W Czaplinku zapodałem jakieś jedzonko w knajpce i po nim podjechałem kilka km za miasto, do ośrodka w którym miałem rezerwację. 

Na początek cudowny prysznic dla ochłody, a potem zimne piwko nad wodą, tuż po zachodzie słońca. Temperatura idealna. Bajka.
Potem jeszcze jakaś zapiekanka i kolejny chłodzący prysznic :) a teraz wielkie, wygodne wyro i chwila dla bloga ;)
Jeszcze jedna rzecz, jaka mnie tu zaskakuje jak pedałuję w tych północnych regionach kraju - ciągle zatrzymuje się w małych sklepikach lokalnych na zadupiach, a to po jakieś picie, a to po coś do jedzenia i za każdym razem doznaję szoku jak mam płacić - taniej to już chyba musiało by być za darmo. Jak ci ludzie tu zarabiają kasę? Wchodzę do sklepu, biorę jakąś wodę, puszkę coli, dwie buły i kawal suchej kiełbaski i place kwoty typu 6 zł. Jakaś masakra. W Krakowie tyle to sama puszka napoju chyba kosztuje...
Podczas takich rowerowych podroży to jak się ma 20 zł na cały dzień, to chyba nie da się tego wydać, a człowiek i najedzony i napojony do pełna :)
Dziwny jest ten świat.


PS. Mimo, że jechałem zgodnie z przepisami, to i tak w końcu dopadła mnie... Milicja :)

3 komentarze:

Unknown pisze...

Marcin takim krążownikiem cię ścigali, że nie miałeś szans na ucieczkę hehehe :).

Unknown pisze...

Bardzo fajny opis miło się go czytało,ale i zdjęcia bardzo przyzwoite. Jakie to niesprawiedliwe, że jedni muszą tyrać, a inni kręcą no ale cóż jakiś czas temu było na odwrót :).

ramzes pisze...

Wiesz, to tylko weekend - nie ma porównania do Twojego kursu na północ :)
Ale byle do maja... ;)

Prześlij komentarz