niedziela, 10 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 11

6:18 Pobudki powinny byc o 11-tej - byloby prosciej :) Noc minela spokojnie. Trzeba zwijac namioty i brac sie za pedalowanie :)
Czeka nas jeszcze wymiana szprychy u Magdy, bo wczoraj wieczorem zaczelismy zasypiac za kierownica i ciagle ktos w kogos wjezdzal powodujac kraksy :)
8:47 Magda pakuje bambetle i bedziemy ruszac. Od naszego milego gospodarza wyjechalismy o 7:30 ale zaraz kawalek dalej zatrzymalismy sie zrobic ten remoncik. Tam juz nie chcielismy panu zawracac gitary bo obiecalismy wyjazd o 7:30. 
Troche nam zajelo z ta szprycha. Trzeba bedzie gonic :(
Dzisiaj planujemy wjechac juz do Francji.
10:36 chwila przerwy w jakims miasteczku. Ciagle jedziemy wzdluz rzeki wiec zero sklepiw i kibli. 
Miasteczko male a w nim wszyscy gadaja po francusku. Zaczynaja sie pietwsi ludzie nie kumajacy angielskiego :)
Ceny w sklepiku jakies z kosmosu.
11:30 Lukasz pid sklepikiem zauwazyl, ze zgubil okulary. Pojechal szukac. My czekamy. Poczatkowo na lawce, ale Luki dlugo nie wraca wiec zaleglismy na trawie i odsypiamy :)
12:23 Jedziemy dalej. Okularow nie ma. Dwie godzinki w plecy :)
13:57 Chwila przerwy na odpoczynek, posilek itp w poblizu jakiejs fabryki. Jedziemy ciagle wzdluz kanalu lub rzeki. 
Jest goraco. Slonce prazy mocno. Wiatr  wieje troche - oczywiscie glownie od przodu :/
Do granicy zostalo 48 km. 
Kawalek dalej znalezlismy duza stacje paliw. Jest kawa, redbull, kibel... Jestesmy uratowani :)
18:25 Francja
19:37 Niedaleko za granica znalezlismy camping. Jest prad, jest lazienka, jest kibel, jest WiFi. Wiecej nam nie potrzeba. 
Nikt tu nie mowi po angielsku. Co za poryty kraj :/
20:12 Namioty rozbite. Korzystajac z chwili samotnosci na tronie, mozna uzupelnic bloga :)
Obawiamy sie troche, ze we Francji szalu nie bedzie. Ludzie jacys tacy jakby krolowie swiata. W zasadzie mowie to na podstawie Ludzi francuskojezycznych napotykanych juz na poludniu Belgii. 
Nic to, trzeba konczyc posiedzenie i wskoczyc pod prysznic, zrobic pranie i do spania. 
22:09 No to dzien uznaje za zakonczony. Nic specjalnego sie nie dzialo. Przejechalismy niecale 90 km. Jechalo sie przecietnie ale jakos bez werwy. Wszyscy juz jednak troche czujemy w kosciach przejechane kilometry. 
Ide spac. Nara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz