Noc minela szybko :( ale spokojnie :)
Holandia nie zawiodla nas nocnymi odglosami - tym razem zamiast TIRow na autostradzie, mielismy nad glowami startujace samoloty :)
Nie wiem jak innym, ale mi to w ogole nie przeszkadzalo - spalem jak zabity.
Wypoczalem i w zasadzie nie czuje zadnego zmeczenia spowodowanego podroza. Przez kilka ostatnich dni dokuczal mi w prawdzie bol dupska spowodowany zbyt czestymi odwiedzinami w kibelku ale na ten temat nie bede sie rozwodzil ;)
Wczoraj zszokowal nas ruch rowerowy w Amsterdamie. Poza tym, ze cale pobocza ulic sa wrecz zasrane stojacymi rowerami (wszedzie, kazda wolna przestrzen, wrzecz ponarzucane na siebie), to na sciezkach rowerowych jest taka masa rowerzystow, ze nie wiem do czego to porownac nawet. Rowerow jest wiecej niz samochodow. Co jednak bardziej zadziwiajace, to fakt, ze ci rowerzysci jezdza tam jak kamikadze - extremalnie szybko, extremalnie gesto. Przez chwile podrozowalismy z nimi dajac sie poniesc fantazji - niebywale przezycie :) Tu wcale nie trzeba jarac blantow, zeby miec speeda ;P aczkolwiek czuc trawsko na chodnikach doslownie wszedzie.
Samo zas miasto calkiem ladne. Wszedzie masa kanalow, prawie jak Wenecja, chociaz to nie to samo. W Wenecji jest kameralnie, nie ma rowerow a uliczki sa tak waskie, ze ja ze swoim brzuchem moglbym tam teraz utknac (bylem tam gdy jeszcze nie wygladalem jak male sloniatko). W Amsterdamie ulice sa normalne, duze, szerokie, wszedzie sciezki rowerowe... Jednak kanaly jakis tam urok maja. Ale czy jest to jakies specjalnie orgazmogenne miast? Dla mnie nie. Ja nie lubie duzych miast, tlumow, komerchy. Nie planuje odwiedzac wiecej Amsterdamu :)
Moglbym dosyc wiernie opowiedziec to na wzor tego jak zrobil to Grzegorz Turnal, tylko nie z Nowym Yorkiem:
"Bylem w Amsterdamie,
Bylem w Amsterdamie,
To na prawde wielkie przezycie.
...
Bylem w Amsterdamie
Taki jak jestem to bylem i widzialem.
A potem sie zmeczylem
I stalem w Amsterdamie
...
A teraz mowie - nie wiem
Nie mowie Wam bo nie wiem
Nie wiem czy warto byc w Amsterdamie,
Lecz mowie Wam pojedzcie
Postojcie i posiedzcie
Bo nie warto nie byc w Amsterdamie..."
Jakos tak to lecialo. Oryginal sporo dluzszy, ale sens podoby - kto zna ten wie :)
Dobra, biore sie za pakowanie.
7:33 Ruszamy na Belgie.
11:24 przerwa po 50km w Maku na przedmiesciach Rotterdamu. Zaraz smigamy na poludnie.
15:26 Szybka przerwa na zakupki itp na Shelu. Do Essen (Belgia) mniej niz 30km. Do granicy troche mniej. Pogoda super. Jedzie sie rewelacyjnie.
Jakas godzinke temu wybil nam na licznikach pierwszy tysiaczek :)
Uczcilismy to sesja foto / filmowa :)
16:17 przymusowa przerwa serwisowa - Madzi peklo mocowanie bagaznika. Na szczescie sprawa wyglada na naprawialna wiec pewnie wkrotce bedziemy pedalowac dalej.
18:28 Granica. Lecimy dalej
22:15 Namioty rozbite. Jestesmy w Essen ( niedaleko za granica, po stronie Belgii). Szukalismy noclegu i sam sie znalazl. Ugoscili nas tubylcy - stmpatyczna rodzinka. Pozniej napisze wiecej bo teraz jest impreza :)
23:22
No wiec tak :) - przejechalismy granice i wjechalismy do miasteczka Essen w Belgii. Czas byl spoko bo pogoda po raz pierwszy dopisala od rana do wieczora.
Zakupy jednak troche nam zajely czasu wiec stwierdzilismy, ze szukamy cokolwiek w poblizu. Gdy zatrzymalismy sie na chwile - podjechal facet (takich sytuacji mielismy sporo podczas wyprawy) i zapytal czego szykamy. Powiedzialem o co chodzi wiec skierowal nas na camping. Jednak okazalo sie byc drogo. Po paru kolejnych minutach poszukiwan, zatrzymal sie facet, ktory byl akurat podczas naszej wizyty na drogim campingu. Zaproponowal swoj ogrod za 5 euro za wszystkich w sumie. Pojechalismy do niego. Facet ma zone i chyba corke jedna oraz 5 psow. Zaczal nas czestowac piwem. W sumie wypilismy wiecej niz kosztowal nocleg.
Przyszli jacys ich znajomi jeszcze i bylo wesolo.
Duzo opisywania a jestem po 3 piwach i zasypiam :) Jak na mnie to zgon. Ide spac. Nie wiem jak jutro wstane. Kiedys to jeszcze opisze :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz