środa, 6 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 7

Pobudka okolo 7:30.
Zwijamy oboz. Spalo sie fajnie. Moze dzisiaj beda juz otwarte sklepy itp bo pragne kawy :)
9:12 Wyjechalismy z lasu. Robimy zakupy. Zaraz obok jakas stacja paliw wiec jedziemy na kawke i sniadanko. Potem pedalujemy na Zwolle. 
Dobrze, ze nie wieje - przynajmniej wszystko slychac :)
Wypadaloby dzisia trzasnac sporo kilometrow, ale to sie okaze jaka bedzie pogoda. Teraz jest super sloneczko, raczej bez wiatru wiec zapowiada sie przyzwoicie. 
9:56 znalezlismy jakies stoliki i lawki. Sniadaniujemy sobie. Slonce swieci ladnie, ale jednak wieje zimny wiatr. Ciekawe jak sie bedzie jechalo. 
11:36 jedziemy sobie wzdluz jakiegos kanalu. Niestety wiatr znow jest przej... :/
11:58 szybka przerwa na przepakowanie bo wiatr zabija Anete :( Wieje na serio za mocno. Moze to jest powod dla ktorego w Holandii jest duzo wiatrakow... ;)
Wrozy to jednak masakre przez najblizsze dni. 
14:39 przerwa na stacji. Burza. 
15:27 nie ujechalismy daleko i znowu jakis armagedon nas dopadl. Schowalismy sie pod mostem. Wiatr z deszczem w wersji dla hardcorow :) Jest fajnie. Brakuje tylko tornada :)
Pol godziny pozniej...
18:40 Jestesmy w Zwolle w McDonaldzie. Kawka przyda sie kazdemu. Jakos kiepsko z zasiegiem w tym dziwnm kraju. 
Ile razy po drodze zlapala nas burza / wichura z deszczem to juz nawet nie wiem. Przestalem juz notowac na blogu kolejne ulewy bo zrobilo sie to nudne. 
Z powodu tej syfiastej pogody jestesmy ciagle do tylu z planem :/ Zaczynam wierzyc, ze nadrobimy to w Pirenejach :) Juz chyba latwiej bedzie sie tam jechalo pod gore, niz po plaszczyznach Holandii. 
Teraz sprobujemy wyjechac za miasto i jechac jak najdalej w strone Amsterdamu
23:43 Juz w namiotach. W zasadzie to jestesmy jeszcze chyba w Zwolle, a raczej na peryferiach. Udalo sie zalatwic spanie w ogrodzie pewnej pani. Duza chata z firma (jakis warszrat czy fabryczka) z tylu. Pani wlascicielka bardzo mila zaproponowala takze prysznic i kibelek z ktorych chetnie skorzystalismy, a takze kawe/herbate oraz mozliwosc zjedzenia pod dachem, za co jednak podziekowalismy, zeby nie przeginac. 
Dzisiejszy dzien byl ciezki. Bylo wiele postojow, glownie z winy pogody. Jedna usterka techniczna zalatwiona przy okazji postoju zwiazanego z deszczem. 
Troszke nam czasem zaczynaja puszczac nerwy bo nie jest latwo, ale pogadalismy sobie przy kolacji, zeby oczyscic atmosfere. 
Mam nadzieje, ze w koncu przestanie wiac i bedzie sie normalnie jechalo, bo wiekszosc trasy to prawdziwa walka z zywiolem. 
Noc niestety zapowiada sie srednia - nie pada ale cholernie wieje. 
Dzisiaj poznalismy tez sakwiarza z Norwegii, ktory powiedzial nam ktoredy najlepiej przeskoczyc Pireneje. Akurat taka trade planowalismy. Powiedzial, zeby nie jechac zachodnim wybrzerzem bo jest niebezpiecznie. 
Ide spac. 
Kurde, ale wieje...

2 komentarze:

Profesjonalny Eksporter pisze...

Dajesz radę! Trzymam kciuki!!!
Adrian

Anonimowy pisze...

Ejo. Przez Niemcy przeszlo wczoraj tornado tam gdzie jechaliscie, dobrze, ze jestescie cali! Jak tam kontuzja Anety? Magda usmiechaj sie tez do zdjec prosze. Trzymajcie sie i sprawdzajcie ostrzezenia meteo.

Prześlij komentarz