sobota, 16 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 17

7:28 Ja juz od 45 min na nogach, ale reszta cos dzisiaj zastrajkowala :)
Pewnie zejdzie nam jeszcze minimum godzine zanim sie ruszymy z tego miejsca. 
Namioty rozbilismy w polu, przy drzewach. W lesie wczesniej nie udalo sie znalezc miejsca. Tutaj prawie wszystkie lasy sa ogrodzone. To jakies chore. 
W miasteczkach calkowity brak ludzi, nikt nie chodzi po ulicach, nikt nie krzata sie wokol domu, nikogo nie mozna o nic zapytac, a gdyby nawet bylo mozna to nic z tego nie wyjdzie, bo na 99,9% ten ktos nie zna angielskiego. Normalnie dzungla :/
9:22 w koncu ruszamy :) Troche nam zeszlo. Montowalismy Anecie nowa stopke bo stara pekla. Nowa wytrzymala jakies 3 minuty :) Aneta nadal wiec jest bez stopki. 
14:30 Siedzimy pod jakims Lidlem czy innym markecikiem i posilamy sie. Na licznikach 50 km. Jedzie sie dobrze bo nie ma slonca. Pomalu chyba zaczyna jednak wiac.  Teren ciagle pagorkowaty :/ ale juz chyba przywyklismy. 
20:07 rozbijamy sie na campingu. Trzeba podladowac urzadzenia elektryczne, zrobic pranie, wziac prysznic itd. 
Przejechalismy nieco ponad stowke. Brakuje 5 km do okraglych 2tys. 
Pogoda caly dzien dobra do jazdy - pochmurno. Chwilke tylko pokropilo symbolicznie. 
Niestety teren juz zaczyna byc trudny - caly dzien gorki - podjazdy daja w kosc. 
Dzisiaj na trasie poznalismy Romana  - sakwiarza z Austrii. Sympatyczny gosciu. Dal nam kilka info o Pirenejach itp. Jechal wlasnie z Portugalii do Austrii. Tez mial juz sporo na liczniku - prawie tyle co my. 
Posmialismy sie wspolnie z Francuzow - Roman ma podobne doswiadczenia jak my. Powiedzial tez, ze Hiszpania jest super, co potwierdzilo tylko slowa spotkanego w Holandii Hermana. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz