Pewnie zejdzie nam jeszcze minimum godzine zanim sie ruszymy z tego miejsca.
Namioty rozbilismy w polu, przy drzewach. W lesie wczesniej nie udalo sie znalezc miejsca. Tutaj prawie wszystkie lasy sa ogrodzone. To jakies chore.
W miasteczkach calkowity brak ludzi, nikt nie chodzi po ulicach, nikt nie krzata sie wokol domu, nikogo nie mozna o nic zapytac, a gdyby nawet bylo mozna to nic z tego nie wyjdzie, bo na 99,9% ten ktos nie zna angielskiego. Normalnie dzungla :/
9:22 w koncu ruszamy :) Troche nam zeszlo. Montowalismy Anecie nowa stopke bo stara pekla. Nowa wytrzymala jakies 3 minuty :) Aneta nadal wiec jest bez stopki.
14:30 Siedzimy pod jakims Lidlem czy innym markecikiem i posilamy sie. Na licznikach 50 km. Jedzie sie dobrze bo nie ma slonca. Pomalu chyba zaczyna jednak wiac. Teren ciagle pagorkowaty :/ ale juz chyba przywyklismy.
20:07 rozbijamy sie na campingu. Trzeba podladowac urzadzenia elektryczne, zrobic pranie, wziac prysznic itd.
Przejechalismy nieco ponad stowke. Brakuje 5 km do okraglych 2tys.
Pogoda caly dzien dobra do jazdy - pochmurno. Chwilke tylko pokropilo symbolicznie.
Niestety teren juz zaczyna byc trudny - caly dzien gorki - podjazdy daja w kosc.
Dzisiaj na trasie poznalismy Romana - sakwiarza z Austrii. Sympatyczny gosciu. Dal nam kilka info o Pirenejach itp. Jechal wlasnie z Portugalii do Austrii. Tez mial juz sporo na liczniku - prawie tyle co my.
Posmialismy sie wspolnie z Francuzow - Roman ma podobne doswiadczenia jak my. Powiedzial tez, ze Hiszpania jest super, co potwierdzilo tylko slowa spotkanego w Holandii Hermana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz