niedziela, 3 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 4

8:24 juz jestesmy w trasie. Noc byla okropnie zimna. Myslalem, ze zamarzne :/ Kupiony wczoraj dres nie zrobil zadnej roznicy :( Musze nabyc normalny spiwor, a nie taka szmatke na lato jak mam teraz.
Na miejscu noclegowym nie mielismy zasiegu bo bylo to w lesie, w zaglebieniu terenu nad jeziorkiem. Zajefajna miejscowka. 
Teraz chwila na stacji paliw i dalej w droge. Dzisiaj kierujemy sie na Bremen. 
Jest cieply, sloneczny poranek. Zapowiada sie sympatyczny dzien :)
10:46 postoj na szybki posileczek :)
25 km na liczniku. Pogoda fajna, slonko, 20,3 stopnia, lekki wiaterek. Tak to mozna jechac :)
Dzisiaj mamy umowiony nicleg pod dachem u jakiegos znajomego Anety. Porobimy pranie, wyprysznicujemy sie. W koncu kur... nie zmarzne w nocy :)
12:10 Mala przerwa na relaks i posilek nad rzeka w jakims miasteczku. Ladne, zorganizowane nabrzeze, laweczki, slonko. Jest super. Obowiazkowa sesja foto/video. 
Przejechane 41 km. 
15:27 przerwa na kto co tam potrzebuje na Shellu. Wieje mocno i zimno, ale glownie w plecy. Fragmenty gdzie wieje z boku lub przodu sa przerypane. Dobrze, ze nie jest tego wiele. 
Robi sie pochmurno i zimniej, chociaz jest ponad 17 stopni. Oby nie chcialo padac. 
17:38 Mamy nabite 101 km. Jestesmy w Kastanienalle. Wlasnie odkrylismy, ze do Bremen zostalo nam ponad 80 km... Coz mozna powiedziec... Bedzie, nie bojmy sie tego slowa, przejebane :/
Najwyzej staniemy wczesniej i kolejna noc bede zamarzal :/
19:22 Deszcz pada. My napierniczamy. Wiatru nie ma. Do celu 63. Jest OK :)
21:36 Cisniemy. Do celu 26km. Jedzie sie super. Dostalismy speeda :)
1:50 juz w "lozeczku"  :)
Zrobilismy 184km, czyli wiecej niz dwa pierwsze dni razem wziete :)
Na stacji paliw gdzie odkrylismy czekajaca nas odleglosc, wydawalo sie, ze bedzie ciezko. Jednak mimo, ze zaczelo padac, to dostalismy jakiegos powera, bo jechalismy 25 km/h lub wiecej. To raczej jest wyczyn, ktorego nie zamierzamy sie wstydzic :)
Bylo fajnie i zabawnie :) Deszcz padal a my jechalismy, jechalismy, jechalismy....
Jak juz zrobilo sie ciemno to zrobilo sie troche trudniej, a jak wjechalismy do Bremen, to monotonia kazdy chodnikami nas dobila. Mielismy ochote zasnac na rowerach. 
Odwiedzilismy jeszcze Maka w wiadomych celach i w koncu dotarlismy na kwatere. 
Kumpel Anety to typ czlowieka "potrzebujesz przyjaciela - bierz mnie". Udostepnil nam swoja chate, moglismy wybrac gdzie chcemy spac :) Chcial nam udostepnic wyrka, ale zgodnie wolelismy na samopompach we wlasnych spiworach. To bedzie pierwsza noc, kiedy nie zmarzne w swoim spiworze :) Mam nadzieje, ze jutro jakis tutaj kupie.
Teraz wypadaloby juz zasnac (nie powinno byc z tym problemu). 
Dzisiejszy dystans jest moim nowym zyciowym rekordem. 184km jednego dnia (z sakwami, ktore ledwo wnioslem na 2 pietro...)
Dzisiaj pokonalismy tez pierwsze pol tys km. 
Ide spac :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz