czwartek, 21 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 22

8:11 Wyladowujemy sie z ciezarowki :)
8:24 No to ruszamy na zachod w strone oceanu. Trzeba szukac cywilizacji i kupic kakies sniadanie bo zostalo nam po Snickersie :)

Tutaj czas jest inny niz u nas - jest o godzine wczesniej. 
10:02 Siedzimy pod mala, stara i klimatyczna kafejka gdzies w gorzystym terenie i popijamy kawke. Mily pan probowal nauczyc nas slowa "dziekuje" po ichniemu (bo go zapytalismy o to a nie na sile :) ), ale za cholere nie wiem jak to wypowiedziec :)



Teren jest gorzysty, cos jak np Karpacz czy Szklarska, ale tutaj przy drodze rosna drzewa na ktorych wisza kilogramy pomaranczy :) 
Tutaj jest pieknie a czasem dziwnie :).
Przejscie dla pieszych prowadzace z kosza na smieci w krzaczory :) - co kraj to obyczaj ;P



Dziwne drzewa bez kory
Slonko swieci i jest cieplo ale wiatr ochladza powietrze i jest bardzo przyjemnie :)
Generalnie jedziemy w strone oceanu ale czy tam dotrzemy dzisiaj, to sie okaze. 
Ze stopa wyladowalismy sie niestety nie w Porto tylko jakies 90 km na poludniowy wschod i nie ma juz chyba sensu cisnac w tamtym kierunku. Troche moze szkoda a moze i nie - widoki tutaj rekompensuja wszystko. 
15:34 Chwila przerwy na stacji paliw na Redbula i toalete. 
Jedzie sie super. Jest cieplo a teraz nawet bardzo cieplo. Obecnie wyjezdzamy z niewielkiego miasta ale do tego czasu jechalusmy w gorzystym, pieknym terenie i prawie ciagle z gorki :) Okazalo sie, ze fartownie wyladowalismy sie ze stopa na jakims chyba szczycie :)
Wiele godzin posrod drzew, gorskimi serpentynami wzdluz rzeki. Widoki rozwalaja wszystko na lopatki. Na zdjecie zatrzymywalusmy sie chyba co  kilka minut a dodatkowo trzaskalem z roweru. 
Na chwile zeszlismy nad rzeke ochlodzic nogi w czystej wodzie gorskiej rzeki.




Potem mija nas kolarz, wiec zagaduje:
-hi!
-dzien dobry
-eeee , dzien dobry :) Polak?
- tak studiuje tutaj... 
Itd wymienilismy kilka zdan z gosciem z Polski spotkanym na calkowitym zadupiu bez ludzi :) Powiedzial nam gdzie jest sklepik. 
Po chwlili trafilismy do knajpki, malej, klimatycznej w ktorej sprzedawczyni rozmawiala z kims akurat przez telefon... po Rosyjsku :)
No wiec zaczalem od "zdrawstujtje" i tak juz polecialo :) Zjedlismy u niej cieply, miesny posilek. Smaczniutki. Napilismy sie (cola i piwko) i dostalismy na droge butelke zimbej wody a wszystko za jakies smieszne pieniadze (jakies 25 zl za wszystko). Pogadalusmy, posmialusmy sie. Ona ma meza Ukrainca a corka urodzila sie juz tutaj i mowi tylko po portugalsku i angielsku. Rosyjskiego nie zna. Opowiadala o tym ze ma tu troche rodziny i znajomych z wielu krajow i niedawno robili impreze wielojezykowa. Fajny klimat. Powiedziala nam ktoredy jechac zeby bylo plasko i fajnie. 
Teraz cisniemy juz glowniejszymi drogami nad ocean do ktorego mamy 26 km. 
Do tej pory dzien byl zajebisty. Mysle, ze nic nie powinno juz tego zmienic a wieczor prawdopodobnie zakonczy zachod slonca nad oceanem. 
Przejechane mamy 41 km - malo ilosciowo, duzo jakosciowo :)
Jest super.

19:52 (czasu tutejszego) Ocean zobaczony. Camping zalatwiony. Moze nawet bede mogl do kompa sie podpiac bo pan na recepcji jakims cudem zna angielski. Tutaj jest niestety niewiele lepiej niz we Francji pod tym wzgledem. 
Za to ceny sa takie jak w Polsce a czasem nizsze. 
Rozbijamy namioty. 
W koncu odespie noc przegadana z naszym transporterem Irkiem :)
20:47 Namioty rozbite. Zachod slonca olalismy ze wzgledu, ze jestesmy niewyspani, glownie ja :)
Teraz szybki test kibelka, potem pewnie prysznic, kolacja i spimy do poludnia :)
Dzisiaj przejechalismy 70 km i wystarczy :)
Noga lekko pobolewa na podjazdach. Decyzja o transporcie do Portugalii byla najlepsza z mozliwych. 
Na campingu poznalismy pare Holendrow. Chwile pogadalismy. Oni podrozuja autem i narzekaja na bolace tylki... Co oni moga wiedziec o bolacych tylkach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz