poniedziałek, 4 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 5

7:59 Od 7-mej nie spimy - Aneta nie wylaczyla budzika :) Pomalu sie krzatamy, pakujemy, sniadankujemy, robimy pranie i takie tam. Pospiechu wyjatkowo nie ma, bo w planach jest sklep sportowy, a te otwieraja o 10-tej.
Za to pospiech bedzie pozniej. 
Do przejechania mamy podobno cos okolo 130km, ale ostatecznie Garminka pokaze pewnie nieco inny wynik. Planujemy jechac do momentu, az przyjdzie pora na rozbicie namiotow. Jesli nie uda sie przejechac calej trasy (cel to Meppen) to trudno - kiedys tam nadrobimy. 
12:40
Wyjechalismy z kwatery okolo 11-tej. Na poczatek udalismy sie do centrum do sklepu sportowego gdzie z Aneta zrobilismy troche zakupow. Ja kupilem upragniony spiwor. W prawdzie taki sredni, ale ceny tu maja zupelnie z dupy. Dwa spiwory razem moze jakos dadza rade. 
Potem kumpel Anety zabral nas na wypasione burito. Jeszcze nie popedalowalismy, a juz mamy dosyc :)
Zaraz ruszamy (chyba) :)
17:55
Po burito odwiedzilismy Real. Zakupy - buty i co tam kto chcial. Kupilem kakies syfiaste trampki na czarna godzine. Ich jedyna zaleta jest fakt, ze sa suche. 
Poczatkowo jechalo sie okropnie ale jakos sie rozkrecilo. Na liczniku 42 km i juz niewiele dojdzie bo chcemy szukac miejsca na namioty. Musimy rozbic sie szybciej, posuszyc namioty i pranie oraz zrobic serwis rowerow bo po wczorajszej przeprawie przez ulewe trzeszczymy jak zlomiarze. 
Mam nadzieje, ze na naszym polu namiotowym bedzie zasieg. 
22:16 
Dzisiaj mamy chyba nadmiar szczescia za te wczorajsze katusze. 
Zrobilismy w sumie chyba 54 km. Nie padalo, a wrecz glownie bylo slonecznie. 
Szukajac miejsca w lesie na biwak, trafilismy na posesje jakiegos tubylca. Zapytalismy czy mozna sie gdzies w okolicy rozbic i... pozwolil nam na wlasnym podworku :) Rowno, skoszona trawa, czysto, ladnie. To chyba cos na ksztalt naszych polskich agroturystyk, ale trudno to porownywac. Gosciu zyje tu jak w filmie. 
Jak rozbijalismy namioty przyszedl zaproponowac prysznic / toalete. Podlaczyl nam prad tam gdzie sie rozbilismy. Calkiem serio pytal czy chcemy piwo. Zobaczyl, ze suszymy pranie na sznurku wiec powiedzial, ze ma suszarke i pozwolil skorzystac z niej. 
Po prostu szok i opad szczeny polaczony z piekna okolica. 
Jest zdecydowanie zajebiscie :)
PS. O haslo do WiFi juz nie wypadalo nam pytac ale pewnie by podal :)
23:31 Leze w namiocie opatulony w dresy i dwa spiwory. Jest mi cieplo. W koncu. 
PS. Pozdrowienia dla wszystkich, ktorzy nam kibicuja oraz tych, ktorzy musza tyrac gdy my sie urlopujemy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz