Cala noc lalo mocno ake nad ranem przestalo a teraz swieci slonce. Pigoda ladna.
Do granicy jakies 50-60 km ale w tym terenie nie jest to malo. Tym bardzie, ze nie wiem co dzisiaj na pedalowanie powie moja noga. Na ta chwile nie bili. Jest jak nowa :) ale po kilku podjazdach moze sie to zmienic. Dlatego nie mamy parcia na kilometry. Zacznie bolec to stajemy. W ostatecznosci moze gory trzeba bedzie pokonac jakims srodkiem transportu, ktory ma silnik, ale to ostatecznosc.
Za chwile ruszamy na poludnie.
Pireneje - szykujcie sie! :)
12:27 Ruszamy. Troche kropi ale trudno.
13:38 ciekawy zwrot akcji :) - siedze na pace ciezarowki. Aneta w szoferce. Zlapalismy goscia z Polski, ktory jedzie mala ciezarowka do Portugalii. Przewiezie nas przez gory :)
Zaoszczedzimy tym samym kilka dni, wiec bedziemy mogli na spokojnie pedalowac juz po Hiszpanii i Portugalii. Zapewne zmienimy tez trase i odwiedzimy Porto. Potem spokojnie bedziemy pedalowac w strone Cabo i pewnie wsiadziemy w nasz samolot zgodnie z planem.
Co tracimy? Widoki gor. Aneta zobaczy je przynajmniej z szoferki ;) Ja jakos sibie z tym brakiem poradze. Wygoogluje sobie w domu jakies fotki Pirenejow ;)
Zyskujemy wiecej czasu i spokojna jazde po krajach, jakie zachwalaja wszyscy napotkani na trasie rowerzysci.
Za pare godzin Pireneje beda za nami :)
Moze nie tak to mialo wygladac, moze moja ambicja bylo zrobienie calej trasy o wlasnych silach, ale coz - kontuzja nie wybiera. Trudno. Zostalo nam jeszcze sporo swietnych dni i tym trzeba sie cieszyc.
17:48 Nadal na pace ciezarowki :) Aneta w cieplej szoferce popija kawe z kierowca :) Ja za to mam mase miejsca i moge spc na lezaco w dowolnym kierunku :) Tylko okropnie tu glosno - nie slychac muzy w sluchawkach :)
Przed chwila na postoju zmienilismy znowu plan :) - jedziemy stopem az do Porto (Portugalia). Dzieki temu nie zobacze nawet Hiszpanii... Widzialem kawalek na postoju przed Carefurem i to mi wystarczy ;) Aneta mi potem opowie co widziala przez szyby samochodu :)
Z Porto bedziemy sobie jechac spokojnie na poludnie przez te wszystkie dni jakie nam zostaly. Bedziemy zwiedzac, ogladac, robic foty, poznawac ludzi, potrawy i wszystko to co umknelo nam przez ostatnie 2300 przejechanych w pospiechu kilometrow.
Oby dopisala pogoda bo obecnie jest kiepska. Chyba pada. Nie wiem, bo jestem szczelnie zamkniety :)
Moja noga sobie odpoczywa.
Chyba nie ma tego zlego...
Zanosi sie, ze reszte urlopu spedze jak urlop a nie maraton.
1 komentarz:
najważniejsze to pozytywne nastawienie! I tak wynik już wykręciliście super!
Trzymam kciuki za Cabo!
Prześlij komentarz