Pada deszcz :( Ale kicha :(
Wyjedziemy chwilke pozniej.
17:36 Troche sie pozmienialo. Moja noga zaczela dzisiaj bolec dosyc szybko :(
Po 64km w Maku rozstalismy sie :(
Lukasz i Magda pocisneli dalej. Ja musze zrobic przerwe i dac odpoczac nodze. Aneta zostala ze mna.
Nadal zamierzamy dotrzec na Cabo, ale wolniej. Zmienimy tez nieco trase i nie zajedziemy do Madrytu. Akurat zadne z nas nie mialo na to specjalnej ochoty.
Pojedziemy nieco krotsza trasa (prawdopodobnie). Plan bedzie sie ukladal na biezaco bo wszystko zalezy czy moja noga dojdzie do siebie czy padnie calkiem :/
Ogolnie kicha :(
22:36 Siedzimy juz w namiotach. Zakwaterowalismy sie na urokliwym campingu gdzies na koncu swiata we Francji. Widac juz Pireneje z wierzcholkow gorek po ktorych jezdzimy.
Wlascicielka dala na bochenek cieplego chlebka wlasnej roboty - smakowal rewelacyjnie.
Mimo swej dziwnosci, dzien zakonczyl sie fajnie. Smaczna kolacja, cieply prysznic, kibelek i prad do podladowania urzadzen - czego wiecej chciec... Moze tylko zdrowej nogi ;)
Jutro wstajemy po poludniu. Nie bedzie porannego wpisu :) planuje sie wyspac :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz