sobota, 22 sierpnia 2015

Na Koniec Świata i jeszcze dalej - dzień 8

No to pedalujemy na Gdansk. Ostatni dzien wyprawy wlasnie sie rozpoczal.
Na poczatek sklepik i jakies sniadanko :)
18:22 No i po wyprawie :(
Siedzimy w pociagu powrotnym do Krakowa. 
Gdansk osiagnelismy jakos przed 13-ta. 
Tam pokrecilismy sie troche, porobilismy foty a potem podjechalismy zamoczyc nogi w morzu :) No, prawie morzu, bo to w sumie zatoka, ale nie czepiajmy sie detali :)
Potem obiadek, piwko i dworzec PKP. 
Pogode mielismy znowu swietna. 

Cala wyprawa udala sie dokladnie tak, jak chcielismy. Chillout, ladna pogoda, zadnych problemow technicznych. 
Wypoczynek (psychiczny) w pelni udany. Zmeczenie fizyczne bez przesady, ale nogi troche bola - akurat, zeby sie nie dobijac ale, zeby wieczorne piwko dobrze smakowalo. Dziennie robilismy odcinki 100-120, z wyjatkiem dzisiejszego dnia, ktory byl bardziej lajtowy i wyniosl nieco ponad 60 km. 
W sumie wypedalowalismy ~840 km. 
Bylo super. 

piątek, 21 sierpnia 2015

Na Koniec Świata i jeszcze dalej - dzień 7

Przedostatni dzien dobiegl konca.
Pogoda znowu dopisala. Caly dzien bylo cieplo. No, moze prawie caly dzien, bo pod wieczor juz troche zawialo chlodem. Dal nam sie tez we znaki wiatr, ale na szczescie dopiero pod koniec dnia. 
Znowu czesciowo jechalismy WTRem, ale to ponownie przypadek, bo nie zalezalo nam na tym zupelnie. 
Gdzies po drodze znalezlismy fajne jeziorko i nie zawahalismy sie go uzyc :) Chwila kapieli w ten goracy dzien byla zbawienna. Woda rewelacyjna. 
Odwiedzilismy zamek w Malborku. Robi wrazenie, ogromne. 
Nocleg zalatwiony juz rano przez nasze centrum dowodzenia (jak zwykle niezawodne - dzieki zono, zrobie Ci za to cos fajnego... ;) ) standardowo okazal sie bardzo fajny. 
Wypedalowane niecale 120 km. 
Jutro juz ostatni dzien i jednoczesnie mniejszy dystans z finalem w Gdansku. 
Potem powrot pociagiem do Krk.

czwartek, 20 sierpnia 2015

Na Koniec Świata i jeszcze dalej - dzień 6

Ruszamy z Kwatewry.
Najpierw centrum Torunia a potem gdzies w okolice Kwidzyna. 
Pogoda zapowiada sie fajna. 

21:30
Lezymy w wyrkach z pelnymi brzuchami :)
Ostatecznie nocujemy w Grudziadzu, gdzie hotelik znalazla nam moja niezawodna zona, ktora jest naszym centrum operacyjnym podczas tej wyprawy. 
Po raz kolejny trafila w rewelacyjne miejsce. 
Hotelik przy torze zuzlowym z wygladu zalatuje Gierkiem, ale to tylko pozory. Jest czysty, zadbany. Lazienki wyposazone na maxa w to co potrzeba. W tym samym budynku jest restauracja z tarasem, na ktorym mozna wypic piwko i zjesc obiad czy cokolwiek, a jedzonko jest po prostu zajebiste. Takich flakow dawno nie jadlem. Placek po wegiersku tez wypasiony i tak duzy, ze nie pokonalem go calego :)
Do tego jakies smiesznie niskie ceny. Rewelka.

Dzisiaj dzionek minal przyjemnie. Czesciowo zalapalismy sie nawet na WTR, ktory jednak nie byl naszym celem. 
Pogoda super. Wiatr rozny, ale niezbyt uciazliwy. 
Fajny dzien :)

Na Koniec Świata i jeszcze dalej - dzień 5

Gniezno - Torun.
Jechalo sie troche ciezko bo wiatr od przodu w wiekszosci. Ale dojechalismy :)
Tylko pisac juz sie nie chcialo :)
Zaliczylismy Biskupin - fajne miejsce.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Na Koniec Świata i jeszcze dalej - dzień 4

Dzien 4 za nami.
Dzisiaj bardziej lajtowo - wyjechalismy pozniej niz z wykle, tzn. z kwatery standardowo, ale najpierw do sklepiku po jakies sniadanko, potem poogladac zamek, park, zubry. Chyba kolo 11-tej ruszylismy w koncu w droge :)
Dzisiejszego dnia pogoda byla super jesli chodzi o temperature. Minusem byl mocny wiatr z boku - czasem pomagal, czasem przeszkadzal, a czasem rzucal nami na boki. 
Jakos tak sie zlozylo, ze dzisiejsza trase w duzej mierze przejechalismy dosyc ruchliwymi ulicami, a nie przepadam za tym. Na szczescie nie bylo zadnych nieciekawych sytuacji. 
Po przejechaniu prawie stowki, dojechalismy na kwatere w Gnieznie, gdzie zostawilismy toboly i udalismy sie na rynek. 
Tam pokrecilismy sie chwilke, a potem przysiedlismy w knajpie i wciagnelismy obiadek oraz oczywiscie browarka w ramach uzupelniania mikroelementow :>
Pani wlascicielka na kwaterze dala nam chlebek, smarowidlo oraz talerz pomidorow z dzialki - mamy wiec zapewnione smaczne sniadanko :)
Jutro w planach Biskupin, a nocowanko w Toruniu. 

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Na Koniec Świata i jeszcze dalej - dzień 3

Trzeci dzionek zaliczony :)
Rano opuscilismy fajna kwatere i ruszylismy w kierunku Konca Swiata, ktory osiagnelismy kolo poludnia. Tam chwila przerwy, posilek i jedziemy dalej.

Pogoda fajna caly niemal dzien. Cieplo, ale bez przesady. Wiatr dosyc mocny ale glownie w plecy. 
Jak zatrzymalismy sie pod kwatera to zaczal padac deszcz. Mamy farta :)
Ogolnie jechalo sie bardzo fajnie. Fotki i filmy po powrocie :)

niedziela, 16 sierpnia 2015

Na Koniec Świata i jeszcze dalej - dzień 2

7:30 Ruszamy. Troche nam zeszlo bo Adrian musial rzesy pomalowac :)
Na poczatek zamek w Bobolicach za jakies 27 km. 
15:40 Opuszczamy Czestochowe. Szybki rzut okiem na Jasna Gore i w droge. 
Pogoda sie zepsula. Poburzylo i pada ale to fajnie bo nie jest goraco. 
Załęcze Małe - tutaj dzisiaj nocujemy w jakiejs agroturystyce. Bardzo fajny pokoik i ogolnie miejscowka.
Przepedalowane spokojnym tempem 120 km. 
Na koniec dnia prysznic i piwko i juz nic wiecej nam do szczescia dzisiaj nie potrzeba :)
Jutro Koniec Swiata bedzie :)
Przewidywany nocleg w Gołuchowie a kolejny w Gnieznie.

sobota, 15 sierpnia 2015

Na Koniec Świata i jeszcze dalej - dzień 1

Spotkalismy sie z Adrianem o 9-tej. Nie wyrobilem wczesniej bo dopiero rano musialem sie pakowac (nadmiar roboty).
Najpierw podjechalismy pod smoka na symboliczne foto oraz na rynek, w tym samym celu :)


Potem w trase. 
Nie mialem tez czasu przeserwisowac roweru wiec jechalem pol dnia pykajacym jak zlom gratem. W koncu wpadlem na pomysl, ze moze to pedaly i zapuscilem je oliwa do lancucha. No i to w sumie pomoglo prawie calkowicie wyeliminowac wkurzajace dzwieki. 

Caly dzien goraco. Temperatura czasem przekraczala 40 stopni. 
Woda szla litrami, zarowno do picia jak i polewania lbow. 

Kilkanascie km przed Ogrodziencem zalapalismy sie na wyzerke na jakichs dozynkach :)
Poznalismy tez dwojke sakwiarzy z Krk, ktorzy cisneli z Krk na Czestochowe. Tez skusili sie na jedzonko na dozynkach :)

Potem, po obfitym posilku, jechalo sie bardzo ciezko :)
Ciezko tez bylo znalezc nocleg bo swieto jakies i niby dlugi weekend, ale sie jakos udalo. 

Na koniec dnia podjechalismy jeszcze do tutejszej, fajnej knajpki na jedzonko i piwko. 
Fajny dzien fajnie zakonczony :)

czwartek, 30 lipca 2015

Błotna objazdówka z GRG :)

Wczoraj pod wieczór, w strugach deszczu wybrałem się na kolejną objazdówke z GRG. Na szczęście deszcz ustał zanim jeszcze wyjechaliśmy z miasta, więc było spoko.

Jednak kilka ostatnich dni deszczowych i ta ulewa na sam koniec spowodowały, że cała wycieczka była mocno męcząca i chyba lepiej by się jechało rowerami wodnymi :)


Było nas tym razem 5 osób.
Było dosyć zimno, bo temperatura zaledwie nieco powyżej 10 stopni.
Ale jak już się rozgrzaliśmy to nie było z tym kłopotu.

W lasach i na polach samo błoto praktycznie i kałuże. Po jakimś czasie nawet przestałem się starać je omijać, bo to nic nie dało. Uwaliłem się jak świnia, a z powodu braku błotników wyglądałem jak tłusty borsuk z pasem błotnym na plecach :)

Od wody i błota rowery rzęziły i trzeszczały chyba każdemu. Miałem wrażenie, że poszły się rypać wszelkie możliwe łożyska - w pedałach, w piastach i suporcie.
Normalnie survival rowerowy :) ale jakoś dojechaliśmy wszyscy szczęśliwie.
Na koniec obmyliśmy rowerki u Konrada w garażu. Całe szczęście, bo dzisiaj to bym tego błota chyba już od roweru nie odkleił :)

Fotek wiele nie narobiłem bo nie było jak (jak zwykle). Jedynie na kawałkach asfaltowych da się kręcić / pstrykać, bo w terenie kierując jedną ręką można się zabić. No a wczoraj w błocie to już szczególnie było trudno.

Było fajnie, chociaż zmęczyłem się dosyć uczciwie przez to błoto :)

czwartek, 23 lipca 2015

Kolejna nocna objazdówka - wpadłem w nałóg :)

Dzisiaj skromniej, bo tylko we trzech, ale mniej, nie znaczy gorzej :)
Wraz z Michałem i Robertem wyskoczyliśmy leśnymi ścieżkami, polami i czym się dało wzdłuż wschodniego brzegu zalewu.

Trasa bardzo fajna ale oczywiście męcząca jak cholera :) Szybkie odcinki lasem wzdłuż brzegu fajnie podnoszą adrenalinkę - no, może nie jest to jakaś jazda na złamanie karku (chociaż na upartego nie problem o solidną glebę z fatalnym skutkiem), ale ciśnienie skacze jak się goni po wąskich, leśnych dróżkach pozarastanych krzaczorami. Czasem wjeżdża się na pełnym pędzie w krzaki z nadzieją, że zaraz za nimi droga nadal wiedzie prosto :) Ocinki bardziej zasypane liściami dają natomiast ostro w kość. Momentami zastanawiałem się skąd ja biorę tyle potu :)

Przystanęliśmy na chwilę w fajnym miejscu.

 Potem dalej pogoniliśmy na południe w stronę Płotów, a tuż przed nimi nawrotka i pedałowanko w stronę domu.
Ostatnie kilka kilometrów podjechaliśmy już asfaltem przez jakieś zadupia :)
Było fajnie, intensywnie, męcząco i wesoło :)

środa, 22 lipca 2015

Nocna objazdówka z GRG

Wczoraj standardowo spotkaliśmy się na Placu Zwycięstwa. Zebrało się nas 6 osób.

Ruszyliśmy gdzieś na południe w większości nieznanymi mi terenami.
Zaliczyliśmy troszkę asfaltów, ale to dojazdowo bardziej. Głownie były to jak zwykle pola i lasy.
Najtrudniejszy odcinek został na koniec - no może nie tyle najtrudniejszy bo nie był aż taki znowu trudny, jednak był świetny i wyczerpujący. W ciemności cisnęliśmy lasem przy zalewie, a tam dziury, błoto, gałęzie.
Ogólnie błota było dzisiaj sporo bo kilka godzin przed wyjazdem trochę popadało. W związku z tym było trochę więcej gleb niż zazwyczaj :)
Ale było świetnie :)
Dzisiaj sporo czasu poświęciliśmy na postoje fotograficzne. Był ładny zachód słońca.
Zaliczyliśmy przejazd polem buraków cukrowych - fajna zabawa :)

W sumie zrobiłem 50 km i wypociłem cały basen olimpijski wody.
Rower upierdzielony jak traktor po orce. Ochlapałem go trochę z nadzieją, że będzie czysty, ale tylko go chwilowo zmoczyłem, bo dalej jest uwalony :) Nie mam czasu go doczyścić. Z drugiej strony czy jest sens?... W czwartek znowu śmigamy w teren :)

niedziela, 19 lipca 2015

Niedzielny rejs nad morze.

O 10:00 spotkaliśmy się z Michałem w Gryficach przy fontannie. Chwilka pogaduszek i szybkiego rowerowego serwisu (czyszczenie, smarowanie łańcucha) na który nie miałem wcześniej czasu, a po chwili ruszyliśmy w kierunku morza.
Zaraz za Gryficami zjechaliśmy z asfaltów i tak już zostało do końca wyprawy (z malutkimi wyjątkami).
Ponownie miałem okazję odwiedzić pałac w Otoku.

Potem cisnęliśmy łąkami, lasami, polami... Asfalty tylko tam gdzie już się nie dało inaczej, np w okolicy Trzebiatowa.

Jednak całość asfaltowych kawałków stanowiła zaledwie kilka % całej trasy.
W tym rejonie kraju jest masa świetnych terenów do takiej jazdy.
Jazda terenowa to dla mnie trochę odskocznia od tego co pedałowałem ostatnimi czasy.
Kiedyś lubiłem taką jazdę i mocno się w to bawiłem, ale to było wiele lat i kilogramów temu. Teraz już jest trudniej i bardziej męcząco, ale frajda nadal pozostała taka sama. Stopień zmęczenia taką jazdą jak dla mnie jest jakoś x2 w stosunku do asfaltów. Troszkę też się ostatnio obijałem rowerowo i forma spadła, ale po tych kilku razach z GRG wszystko już wraca do normy.

Jechało się super, ale pogoda nie była najlepsza. Wiedzieliśmy, że ma padać, ale chyba obaj liczyliśmy na jakiś cud, ze przejdzie bokiem czy coś... ale nie przeszło :(
Dorwało nas w Trzęsaczu.
Prognozy (które niestety sprawdziły się bardzo dokładnie) zapowiadały najbliższe kilka godzin lania, więc wróciliśmy samochodem (znajomy Michała akurat jechał w tym kierunku busem, więc się nam poszczęściło).
Wykręciliśmy niestety tylko 5 dyszek, chociaż plany były na ponad 2 razy tyle.
Może innym razem się uda.
Mimo wszystko trasa i przejażdżka była super.

czwartek, 16 lipca 2015

Nocna objazdowka z GRG

Za mną druga nocna objazdówka bezdrożami wokół Gryfic.
Było super :)


Przejechaliśmy ponad 4 dyszki leśnymi duktami, polnymi... cholera wie czym, bo trudno to nawet nazwac polną drogą miejscami :). Generalnie wertepy, swietne widoki, zero cywilizacji (głównie, bo czasem trzeba kawałek asfaltu zaliczyć), i cała naprzód przez pola, na chybił trafił - albo będzie dziura, albo nie :) Czasem sie udaje, czasem nie i wtedy ktoś ląduje na glebie, ale podnosi się i pędzimy dalej :)

Czad zaczyna się po zmroku, gdy już nie widać nic po za tym, co oświetla lampka rowerowa. 
Zajefajny klimat. Aż szkoda do domu wracać :)

Ciemno jak w ... polu :)

Mgła dodaje zajebistej atmosfery :)


Dzisiaj było nas pięciu (ostatnio siedmiu).
Odwiedziliśmy kolejny pałac - tym razem w Rybokartach. Było już w prawdzie ciemno, ale zrobiłem kilka fotek przy świetle rowerowych lampek. 


Moja trasa wybrzeżem poszła się je... z powodu nadmiaru roboty, ale plusem tej sytuacji jest to, że czekają mnie w zamian kolejne nocne objazdówki z GRG :) Czyli nie ma tego złego :)

wtorek, 14 lipca 2015

Wieczorna trasa wertepami wokół Gryfic


Dzisiaj miałem przyjemność poznać kilka osób z Grupy Rowerowej Gryfice, z którymi zrobiliśmy nieco ponad 4 dyszki po tutejszych lasach.
Fakt, że jest tutaj sporo terenów do tego typu jazdy był mi znany, jednak sam nigdy nie eksplorowałem tych zakątków tak dogłębnie bo nie znam okolicy aż tak dobrze.
Dzięki chłopakom z GRG poznałem trochę nowych terenów - głównie lasy i pola. Świetna sprawa - uwielbiam taką jazdę, chociaż momentami było piaszczyście, a tego nie uwielbiam :)
Odwiedziliśmy ruiny ładnego pałacu w Otoku. Szkoda, że zarośnięty dookoła i nie dało się lepiej pooglądać.
Ruiny pałacu w Otoku

Przerwa na "dotlenienie" ;) - chyba jako jedyny w grupie byłem niepalący.

Rewelacyjnie jechało się jak już robiło się ciemno a nad polami zaczynała unosić się wieczorna mgła. Pola zboża, ledwo widoczna ścieżeczka, mgła i niezła prędkość dawały super frajdę :)
Bardzo udana wycieczka w świetnym towarzystwie.
W czwartek powtórka :) Już nie mogę się doczekać.
W planach m.in. jakiś inny pałac - jest ich tutaj podobno bardzo dużo.

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Wakacyjne plany rowerowe

Pierwszy miesiąc wakacji standardowo spędzę na wsi, więc plany pedałowania będą związane z woj. Zachodniopomorskim głównie.
Nie wiem jeszcze jak tam się poukłada z czasem, z robotą itd, więc to tylko ogolne plany, bez dat i pewności, że się powiodą. Jednak coś poplanować można :)

Road to Hel
Może wybiorę się wzdłuż wybrzeża na Hel. Nie wiem tylko, czy wzdłuż całego (od Świnoujścia), czy tak jak na mapie. To się zobaczy.
Alternatywnie, może rozwinę wycieczkę na Hel i zrobię za jednym razem przy okazji tereny, które też mnie baaardzo kuszą od dawna:

Kółeczko przez Niemcy, dookoła zalewu. Wycieczka akurat na weekend (sobota - niedziela).
Dookoła Zalewu Szczecińskiego

Pewnie coś jeszcze wymyślę.

Sierpień zaczynam od zaplanowanej już dosyć dokładnie wyprawy z Krakowa, przez Koniec Świata do Gdańska.
Do Gdańska wybieramy się z Adrianem. Będzie to spokojna, tygodniowa wyprawa szlakiem knajpek z piwem :) - czyli z nastawieniem na 100% chillout.

Myślę, że na tym sierpien się nie zakończy i coś się jeszcze ciekawego wymyśli. Parę lokalizacji chodzi mi po głowie od dawna, więc może uda się coś zrealizować.

środa, 27 maja 2015

Cabo da browar - dzien 28

Posiedzimy w tej miejscowosci jeszcze pare dni bo ladnie tu. Pozwiedzamy okolice na rowerach, poplazujemy i poleniuchujemy na koniec urlopu. 
Do Lizbony pojedziemy pociagiem. Cabo da Roca olewamy bo tu jest tak samo ladnie, a zdobycie przyladka pociagiem i tak jest g... warte. 
Na tym koniec relacji z wyprawy, ktora na dobra spraw zakonczyla sie w Pirenejach. 
Po powrocie skrobne zapewne jakies podsumowanie na chlodno. 
Teraz zamierzam cieszyc sie pogada i widokami. 

wtorek, 26 maja 2015

Cabo da browar - dzien 27

Plan na dzisiaj - zimny browar nad oceanem. 
11:30 Bylismy sprawdzic mozliwosc polaczen kolejowych do Lizbony. Niby cos jest. W prawdzie az 2 przesiadki ale da sie. 
Ciekawe doswiadczenie moze byc. 
Sam dworzec kolejowy w remoncie - totalna rozpierducha. Praca wre - moze szykuja sie do sezonu. 
17:53 Bylismy na obiedzie w jakiejs galerii handlowej niedaleko campingu. Chinskie zarelko smaczne, ale za duzo. Czuje, ze zaraz urodze lub eksploduje. 

poniedziałek, 25 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 26

7:49 Pogoda... wiadomo - w Portugalii maja chyba tylko jeden rodzaj pogody. 
Dzisiaj zwijamy namioty i wsiadamy na rowery. Sprobujemy przemiescic sie kawalek na poludnie. 
11:12 Przejechalismy prawie... 3 km :) 
W tym czasie zaluczylismy kawke a potem dluzsza chwile na swietnej plazy z wielkimi muszlami i dziwnymi poerodowanymi skalami na brzegu. Prawie zero ludzi. Delikatny wiaterek. Az sie nie bardzo chce z tego miejsca odjezdzac :)
Wzielismy sibie po pol kilograma muszelek na pamiatke :)
12:54 Ciezko sie jedzie - ciezko bo co 50 metrow trzeba sie zatrzymywac na foto, bo widoki sa kosmiczne. 
Teraz wjechalismy do wiekszego miasta i robimy male zakupy w Lidlu. 
Lidl taki sam jak u nas tylko towaru 2x wiecej i duzo fajnych iwicow morza w lodowkach. Nie to co u nas :(
14:24 No. Najezdzilismy sie dzisiaj wystarczajaco. Ponad 11 km ;)
Ladna miejscowosc, swietne plaze - po co jechac dalej? :)
Rozbijamy namioty i spadamy nad wode.
19:44 ciezki dzien pelen trudnych wyborow: czy na plaze kupic piwo czy redbulla, czy lody nie roztopia sie zanim je zjemy. Po prostu ciezki dzien...
Na plazy duzo wielkich, kamienistych polaci a w tych kamieniach dziury takie, ze zmiescilby sie nieduzy czlowiek, wypelnione krystaliczna woda. W nich pozamykane male rybki czekaja na przyplyw. Super to wyglada. 
Czasem widac szalonych ludzi, ktorzy kapia sie w tej lodowce. 
Sprawdze jutro czy to wykonalne. Jutro nigdzie nie jedziemy. Zostajemy tutaj bo tu fajnie. Pozwiedzamy na rowerach miasto.  

niedziela, 24 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 25

8:24 Kolejny sloneczny poranek. Moze w Portugalii nie ma innych porankow?... :)
Wiatr wiejacy gdzies w koronach drzew wyglada na mocny, ale na dole jest juz taki jak na zamowienie - delikatny i chlodzacy. 
Dzisiaj nie wsiadamy na rowery. Zostajemy tutaj do jutra. Bedziemy liczyc ziarna piasku nad oceanem. To ciezka robota, ale jakos damy rade. 
11:53 Wyskoczylismy zrobic zakupy, zjesc sniadanko w kafejce, wypic kawke. 
Teraz z zimnym piwkiem w rekach siedzimy nad oceanem. Alez to meczace :)
13:00 Ocean. Plaza. Lezymy. :)
Chyba maja tu jakies zawody w wedkowaniu. Sznur ludzi z wedkami wzdloz plazy, co 30 metrow. Co jakis czas trabia do siebie trabkami jak na poliwaniu. Moze sie chwala, ze cos zlapali. 
13:30 Lezymy
13:52 Nadal lezymy
15:05 Wlasnie zjedlismy po osmiornicy w knajpce przy plazy. Idziemy do sklepu po zimny browar i wracamy liczyc piasek. 
Jest ciezko ;)
15:28 Plaza. Pijemy zimne piwo, liczymy piasek, ocean szumi. Straszna meczarnia... ;)
16:45 Idziemy w cien
17:07 Chwila wytchnienia na kibelku :) Zaraz chlodny prysznic i troche trzeba posiedziec w cieniu. 
Piasek policzony. Okazalo sie, ze jest go w cholere i jeszcze troche. 

sobota, 23 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 24

7:38 Noc minela spokojnie. Bylo slychac wiejacy wiatr, ale sam camping jest osloniety drzewami wiec bylo spokojnie. 
Plan na dzisiaj - przejechac troche na poludnie :)
16:44 Plan na dzisiaj juz prawie zrealizowany - troche przejechane :) Jeszcze kawalek i powinien byc camping. 
Z miasteczka przy ktorym nocowalismy, wyjechalismy po poludniu bo pospiech jest zly ;)
Zaliczylismy kawe, fajny obiad i dopiero troche popedalowalismy. 
Teraz przystanek przy malym markeciku na zrobienie zakupow. Potem camping o rzut kamieniem od oceanu. 
Pogoda bez zmian - od samego rana ani jednej chmurki. Mimo to nie ma skwaru bo wiatr ochladza powietrze. Tak to sobie mozna podrozowac :)
Za kazdym razem jak wchodze do sklepu czy knajpy, to czuje sie jakbym wszedl do brazylijskiego serialu. Ten ich jezyk jest specyficzny. 
17:40 Rozbijamy namioty. 
Camping spoko. Potem skoczymy sprawdzic czy ocean nie wysechl, ale chyba nie wysechl bo go slychac.  Jednak lepiej sie upewnic. 
22:27 kolacja i prysznice zalatwione. Pora spac. Trzeba wypoczac bo jutro czeka nas ciezki dzien... Bedziemy siedziec caly dzien nad oceanem i bedziemy liczyc piasek. Bedzie ciezko ;P

piątek, 22 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 23

8:16 Noc minela szybko ale spokojnie. Nawet nie wiem kiedy zasnalem. 
Caly czas mocno wieje od oceanu. 
Dzisiaj popedalujemy gdzies na poludnie. 
Jesli wiatr bedzie nas popychal (wczoraj wial od polnocnego zachodu) to bedzie sie jechalo szybko, ale jesli prosto z zachodu to bedzie nas przewracal :)
Wieje na serio bardzo mocno. Nawet wiatry w Holandii sa przy tym lagodnymi zefirkami. 
10:30 Opuscilismy camping wypytujac uprzednio pania recepcjonistke o ciekawe miejsca. Teraz kawka poranna a potem zwiedzanko :)
13:19 Posiedzielismy nad oceanem, porobilismy foty, przejechalismy pare metrow i przerwa na pizze :) Nie wiem czy uda sie dzisiaj wyjechac z tej miejscowosci :)
Dawno juz sie tak nie opierniczalem :) Ale co tam - w koncu to urlop :)
17:39 Ale laba :) Zapomnialem juz co to jest. Spacerowym tempem przejechalismy do nastepnej miejscowosci na poludnie. Na liczniku oszalamiajace 30 km :)
Co jakis czas zagladamy na ocean przez wydmy. Nawet bylismy zmoczyc nogi - woda zimna jak z lodowki. Plaze puste. Masa duzych muszli i zasuszonych krabow. 
Gdzies w poblizu jest camping na ktory planujemy sie wbic. 
22:09 Juz w namiotach. Wszystko zgodnie z naszym fajnym, minimalistycznym planem :) Camping spoko tylko duzo mrowek. Ciekawe ile powlazi do namiotu :)
O ile w gorzystej czesci Portugalii bylo bardzo ladnie, tak o czesci nad oceanem juz tego powiedziec nie mozna. 
Niektore domy sa ciekawe, ale wiekszosc to rudery i co dla nich charakterystyczne - wiekszosc z nich ma elewacje pokryta kafelkami (glazura) z wzorkami. Po prostu kicz na maksa :) Czasem jakos sie to moze broni w polaczeniu z reszta detali ale jak ktos wywali caly dom w kafelkach to nic tylko sie smiac lub zalamac. My sie akurat smiejemy :)
Portugalia (nie mowie o duzych miastach bo nie wiem) jest krajem, ktory pomijajac charakterystczna roslinnisc i elementy architektury, wyglada jak Polska lat 80-tych. Biednie, zaniedbanie, czasem z klimatem ale czesto bez. W miastach troche lepiej ale niewiele. To trudno opisac - nie wiem czy to odbierac jako zalete czy wade. Zalezy od miejsca. 
Czasem jest klimat jakby czas sie zatrzymal 30 lat temu ale jest fajnie, a czasem jest syf. 
Dziwnie tu. 
Nie wiem czy juz pisalem - w zasadzie prawie nukt nie zna angielskiego. Kicha prawie jak w kraju ogrodzonych plotami lasow - Francji. 

czwartek, 21 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 22

8:11 Wyladowujemy sie z ciezarowki :)
8:24 No to ruszamy na zachod w strone oceanu. Trzeba szukac cywilizacji i kupic kakies sniadanie bo zostalo nam po Snickersie :)

Tutaj czas jest inny niz u nas - jest o godzine wczesniej. 
10:02 Siedzimy pod mala, stara i klimatyczna kafejka gdzies w gorzystym terenie i popijamy kawke. Mily pan probowal nauczyc nas slowa "dziekuje" po ichniemu (bo go zapytalismy o to a nie na sile :) ), ale za cholere nie wiem jak to wypowiedziec :)



Teren jest gorzysty, cos jak np Karpacz czy Szklarska, ale tutaj przy drodze rosna drzewa na ktorych wisza kilogramy pomaranczy :) 
Tutaj jest pieknie a czasem dziwnie :).
Przejscie dla pieszych prowadzace z kosza na smieci w krzaczory :) - co kraj to obyczaj ;P



Dziwne drzewa bez kory
Slonko swieci i jest cieplo ale wiatr ochladza powietrze i jest bardzo przyjemnie :)
Generalnie jedziemy w strone oceanu ale czy tam dotrzemy dzisiaj, to sie okaze. 
Ze stopa wyladowalismy sie niestety nie w Porto tylko jakies 90 km na poludniowy wschod i nie ma juz chyba sensu cisnac w tamtym kierunku. Troche moze szkoda a moze i nie - widoki tutaj rekompensuja wszystko. 
15:34 Chwila przerwy na stacji paliw na Redbula i toalete. 
Jedzie sie super. Jest cieplo a teraz nawet bardzo cieplo. Obecnie wyjezdzamy z niewielkiego miasta ale do tego czasu jechalusmy w gorzystym, pieknym terenie i prawie ciagle z gorki :) Okazalo sie, ze fartownie wyladowalismy sie ze stopa na jakims chyba szczycie :)
Wiele godzin posrod drzew, gorskimi serpentynami wzdluz rzeki. Widoki rozwalaja wszystko na lopatki. Na zdjecie zatrzymywalusmy sie chyba co  kilka minut a dodatkowo trzaskalem z roweru. 
Na chwile zeszlismy nad rzeke ochlodzic nogi w czystej wodzie gorskiej rzeki.




Potem mija nas kolarz, wiec zagaduje:
-hi!
-dzien dobry
-eeee , dzien dobry :) Polak?
- tak studiuje tutaj... 
Itd wymienilismy kilka zdan z gosciem z Polski spotkanym na calkowitym zadupiu bez ludzi :) Powiedzial nam gdzie jest sklepik. 
Po chwlili trafilismy do knajpki, malej, klimatycznej w ktorej sprzedawczyni rozmawiala z kims akurat przez telefon... po Rosyjsku :)
No wiec zaczalem od "zdrawstujtje" i tak juz polecialo :) Zjedlismy u niej cieply, miesny posilek. Smaczniutki. Napilismy sie (cola i piwko) i dostalismy na droge butelke zimbej wody a wszystko za jakies smieszne pieniadze (jakies 25 zl za wszystko). Pogadalusmy, posmialusmy sie. Ona ma meza Ukrainca a corka urodzila sie juz tutaj i mowi tylko po portugalsku i angielsku. Rosyjskiego nie zna. Opowiadala o tym ze ma tu troche rodziny i znajomych z wielu krajow i niedawno robili impreze wielojezykowa. Fajny klimat. Powiedziala nam ktoredy jechac zeby bylo plasko i fajnie. 
Teraz cisniemy juz glowniejszymi drogami nad ocean do ktorego mamy 26 km. 
Do tej pory dzien byl zajebisty. Mysle, ze nic nie powinno juz tego zmienic a wieczor prawdopodobnie zakonczy zachod slonca nad oceanem. 
Przejechane mamy 41 km - malo ilosciowo, duzo jakosciowo :)
Jest super.

19:52 (czasu tutejszego) Ocean zobaczony. Camping zalatwiony. Moze nawet bede mogl do kompa sie podpiac bo pan na recepcji jakims cudem zna angielski. Tutaj jest niestety niewiele lepiej niz we Francji pod tym wzgledem. 
Za to ceny sa takie jak w Polsce a czasem nizsze. 
Rozbijamy namioty. 
W koncu odespie noc przegadana z naszym transporterem Irkiem :)
20:47 Namioty rozbite. Zachod slonca olalismy ze wzgledu, ze jestesmy niewyspani, glownie ja :)
Teraz szybki test kibelka, potem pewnie prysznic, kolacja i spimy do poludnia :)
Dzisiaj przejechalismy 70 km i wystarczy :)
Noga lekko pobolewa na podjazdach. Decyzja o transporcie do Portugalii byla najlepsza z mozliwych. 
Na campingu poznalismy pare Holendrow. Chwile pogadalismy. Oni podrozuja autem i narzekaja na bolace tylki... Co oni moga wiedziec o bolacych tylkach :)

środa, 20 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 21

11:27 Pomalu zwijamy namioty. W koncu udalo sie wyspac :) Wstalismy chyba po 9-tej. Dzisiaj wszystko na spokojnie. Zjedlismy sniadanko. Udalo mi sie kupic smaczny chlebek u wlascicielki campingu. Mielismy pare puszek i sniadanko git :)
Cala noc lalo mocno ake nad ranem przestalo a teraz swieci slonce. Pigoda ladna. 
Do granicy jakies 50-60 km ale w tym terenie nie jest to malo. Tym bardzie, ze nie wiem co dzisiaj na pedalowanie powie moja noga. Na ta chwile nie bili. Jest jak nowa :) ale po kilku podjazdach moze sie to zmienic. Dlatego nie mamy parcia na kilometry. Zacznie bolec to stajemy. W ostatecznosci moze gory trzeba bedzie pokonac jakims srodkiem transportu, ktory ma silnik, ale to ostatecznosc. 
Za chwile ruszamy na poludnie. 
Pireneje - szykujcie sie! :)
12:27 Ruszamy. Troche kropi ale trudno. 
13:38 ciekawy zwrot akcji :) - siedze na pace ciezarowki. Aneta w szoferce. Zlapalismy goscia z Polski, ktory jedzie mala ciezarowka do Portugalii. Przewiezie nas przez gory :)
Zaoszczedzimy tym samym kilka dni, wiec bedziemy mogli na spokojnie pedalowac juz po Hiszpanii i Portugalii. Zapewne zmienimy tez trase i odwiedzimy Porto. Potem spokojnie bedziemy pedalowac w strone Cabo i pewnie wsiadziemy w nasz samolot zgodnie z planem. 
Co tracimy? Widoki gor. Aneta zobaczy je przynajmniej z szoferki ;) Ja jakos sibie z tym brakiem poradze. Wygoogluje sobie w domu jakies fotki Pirenejow ;)
Zyskujemy wiecej czasu i spokojna jazde po krajach, jakie zachwalaja wszyscy napotkani na trasie rowerzysci. 
Za pare godzin Pireneje beda za nami :)
Moze nie tak to mialo wygladac, moze moja ambicja bylo zrobienie calej trasy o wlasnych silach, ale coz - kontuzja nie wybiera. Trudno. Zostalo nam jeszcze sporo swietnych dni i tym trzeba sie cieszyc. 
17:48 Nadal na pace ciezarowki :) Aneta w cieplej szoferce popija kawe z kierowca :) Ja za to mam mase miejsca i moge spc na lezaco w dowolnym kierunku :) Tylko okropnie tu glosno - nie slychac muzy w sluchawkach :)
Przed chwila na postoju zmienilismy znowu plan :) - jedziemy stopem az do Porto (Portugalia). Dzieki temu nie zobacze nawet Hiszpanii... Widzialem kawalek na postoju przed Carefurem i to mi wystarczy ;) Aneta mi potem opowie co widziala przez szyby samochodu :)
Z Porto bedziemy sobie jechac spokojnie na poludnie przez te wszystkie dni jakie nam zostaly. Bedziemy zwiedzac, ogladac, robic foty, poznawac ludzi, potrawy i wszystko to co umknelo nam przez ostatnie 2300 przejechanych w pospiechu kilometrow. 
Oby dopisala pogoda bo obecnie jest kiepska. Chyba pada. Nie wiem, bo jestem szczelnie zamkniety :)
Moja noga sobie odpoczywa. 
Chyba nie ma tego zlego... 
Zanosi sie, ze reszte urlopu spedze jak urlop a nie maraton. 

wtorek, 19 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 20

6:21 Niestety trzeba wstawac :)
Pada deszcz :( Ale kicha :(
Wyjedziemy chwilke pozniej. 
17:36 Troche sie pozmienialo. Moja noga zaczela dzisiaj bolec dosyc szybko :(
Po 64km w Maku rozstalismy sie :(
Lukasz i Magda pocisneli dalej. Ja musze zrobic przerwe i dac odpoczac nodze. Aneta zostala ze mna. 
Nadal zamierzamy dotrzec na Cabo, ale wolniej. Zmienimy tez nieco trase i nie zajedziemy do Madrytu. Akurat zadne z nas nie mialo na to specjalnej ochoty. 
Pojedziemy nieco krotsza trasa (prawdopodobnie). Plan bedzie sie ukladal na biezaco bo wszystko zalezy czy moja noga dojdzie do siebie czy padnie calkiem :/
Ogolnie kicha :(
22:36 Siedzimy juz w namiotach. Zakwaterowalismy sie na urokliwym campingu gdzies na koncu swiata we Francji. Widac juz Pireneje z wierzcholkow gorek po ktorych jezdzimy. 
Wlascicielka dala na bochenek cieplego chlebka wlasnej roboty - smakowal rewelacyjnie. 
Mimo swej dziwnosci, dzien zakonczyl sie fajnie. Smaczna kolacja, cieply prysznic, kibelek i prad do podladowania urzadzen - czego wiecej chciec... Moze tylko zdrowej nogi ;)
Jutro wstajemy po poludniu. Nie bedzie porannego wpisu :) planuje sie wyspac :)

poniedziałek, 18 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 19

6:40 Pomalu zaczynamy lapac kontakt z rzeczywistoscia :) Noc spokojna, tylko jakies ptaki i zaby cos tam gadaly po swojemu.
12:06 zawitalismy do miasteczka Langon. Na liczniku 51 km, wiec zakupy w Intermarche i przerwa na male jedzinko i odpoczynek. Pogoda OK - slonce jest ale nie grzeje mocno bo co chwile zaslaniaja je chmury. 
Mi sie dzisiaj jedzie trudno bo boli mnie naciagniety wczoraj miesien i na kazdym podjezdzie musze spasowac i jechac pomalutku, zeby sie nie zalatwic na dobre. Mam nadzieje, ze mi to przejdzie. Niestety dzisiaj jeszcze jakies 80 km do wykrecenia zostalo. Nie bedzie latwo. 
13:44 nadal w Langon. Po dostc dlugich zakupach odeszlismy kawalek od sklepu na trawe, gdzie zrobilismy sobie picnic :)
Teraz krtka drzemka dla niektorych (ja pilnuje rowerow bo jakbym teraz zasnal, to juz by mnie nie dobudzili). 
16:41 Kolejne km przekrecine. Zatrzymalismy sie na loda i jakies napoje. Jest goraco...
20:48 Namioty rozbite nad jakims bajorem z zabami. Zachmurzylo sie. Chyba w nicy lunie. 
Moj miesien znowu po stowce zaczal mocniej bolec. Dobrze, ze sporo dzisiaj bylo plaskiego terenu. Jesli jutro mi sie nie polepszy, to trzeba sie bedzie zastanowic nad zmiana planow :/

niedziela, 17 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 18

Dzisiaj pobudka juz sie udala raczej standardowo, ale kiedy wyjedziemy to sie jeszcze okaze bo jest dopiero 6:36.
Plan ma dzisiaj raczej malo ciekawy - duzo km i glowne trasy. 
8:46 Po przejechaniu kilku km na liczniku pojawilo sie 2000 km! :) 
12:18 Zrobilismy pierwsze 50 km. Bylo przerypane. Ciagle gorki, nie bylo ani kilometra plaskiego, przy czym podjazdow wiecej chyba niz zjazdow. Pomalu wspinamy sie w poblize Pirenejow. Takiego wycisku jaki daje sobie od paru dni po tych gorkach, to chyba jeszcze nie przezylem. Mam cicha nadzieje, ze tym razem przezyje :)
15:24 Chwila odpoczynku w jakims miasteczku. Goraco bardzo. Nigdzie zadnego sklepu, kiosku, nic. Popierniczony kraj. Jakis facet poczestowal nas truskawkami :) Pierwszy normalny Francuz. Pytalismy go o wode to pokazal nam tylko kranik kolo kosciola. Dobre i to :/
21:08 Miejsce w lesie znalezione. Rozbijamy namioty. 132 km przepedalowane. 
Dzisiaj po stowce zaczal bolec mnie miesien w jednej nodze. Dosyc mocno. Musialem przerzucic ciezar pedalowania w 90% na prawa noge, co nie pomagalo jechac. Pod sam koniec jazdy pomalu zaczelo przechodzic. Pismarowalem jaka mascia. Mam nadzieje, ze jak sie obudze to bede juz jak nowy :)
Przed chwila pod miejsce gdzie sie rozbilismy zajechal samochod, ale tylko zawrocil i pojechal. Moze nas w nocy zjedza z zaskoczenia jakies Francuzy :)
Smiejemy sie z nich ciagle, ze wszystko maja poogradzane. Dziwni sa. 

sobota, 16 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 17

7:28 Ja juz od 45 min na nogach, ale reszta cos dzisiaj zastrajkowala :)
Pewnie zejdzie nam jeszcze minimum godzine zanim sie ruszymy z tego miejsca. 
Namioty rozbilismy w polu, przy drzewach. W lesie wczesniej nie udalo sie znalezc miejsca. Tutaj prawie wszystkie lasy sa ogrodzone. To jakies chore. 
W miasteczkach calkowity brak ludzi, nikt nie chodzi po ulicach, nikt nie krzata sie wokol domu, nikogo nie mozna o nic zapytac, a gdyby nawet bylo mozna to nic z tego nie wyjdzie, bo na 99,9% ten ktos nie zna angielskiego. Normalnie dzungla :/
9:22 w koncu ruszamy :) Troche nam zeszlo. Montowalismy Anecie nowa stopke bo stara pekla. Nowa wytrzymala jakies 3 minuty :) Aneta nadal wiec jest bez stopki. 
14:30 Siedzimy pod jakims Lidlem czy innym markecikiem i posilamy sie. Na licznikach 50 km. Jedzie sie dobrze bo nie ma slonca. Pomalu chyba zaczyna jednak wiac.  Teren ciagle pagorkowaty :/ ale juz chyba przywyklismy. 
20:07 rozbijamy sie na campingu. Trzeba podladowac urzadzenia elektryczne, zrobic pranie, wziac prysznic itd. 
Przejechalismy nieco ponad stowke. Brakuje 5 km do okraglych 2tys. 
Pogoda caly dzien dobra do jazdy - pochmurno. Chwilke tylko pokropilo symbolicznie. 
Niestety teren juz zaczyna byc trudny - caly dzien gorki - podjazdy daja w kosc. 
Dzisiaj na trasie poznalismy Romana  - sakwiarza z Austrii. Sympatyczny gosciu. Dal nam kilka info o Pirenejach itp. Jechal wlasnie z Portugalii do Austrii. Tez mial juz sporo na liczniku - prawie tyle co my. 
Posmialismy sie wspolnie z Francuzow - Roman ma podobne doswiadczenia jak my. Powiedzial tez, ze Hiszpania jest super, co potwierdzilo tylko slowa spotkanego w Holandii Hermana. 

piątek, 15 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 16

6:43 Standardowa pobudka o 6-tej i pomalu sie szykujemy, aby o 7:30 siedziec juz na rowerach. Dzisiaj przelotu glownymi trasamy glownie dla zyskania czasu i nabicia km.
15:37 Zyjemy. Pedalujemy. 87 km na licznikach. Chcielibysmy dzisiaj zrobic sporo ponad stowke wiec nie ma czasu na rozpisywanie :)
22:56 Niektorzy juz chrapia w namiotach. 
Przejechalismy 154 km glownie jechalismy drogami glownymi bo szybciej. Pogoda dopisala. Wszystko OK. 

czwartek, 14 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 15

7:32 Obozowisko zwiniete. Za chwilke ruszamy. Noc minela bezproblemowo. Drzewa zniwelowaly wiatr wiec spalo sie spokojnie.
Pogoda slaba. Niebo calkowicie zachmurzone, temp. 12.5 stopnia no i wiatr chyba troche powiewa. Mamy nadzieje, ze sie nie rozpada. 
10:46 Przerwa na wszystko w Maku. Orlean jakis taki wymarly - pewnie przez pogode. Zimno jak na biegunie :(
Jeszcze jakies zakupy i trzeba cisnac. Dzisiaj wzdluz Loary. Moze jakies zamki uda sie sie zobaczyc przejazdem...
15:48 przejechane 64 km. Przerwa na posilek nad strumykiem. Swieci ladne slonce ale chwile temu zlalo nas okrutnie.  Pogoda bardzo zmienna. 
20:29 Rozbijamy obozowisko nad brzegiem Loary. Udalo sie znalezc ustronne miejsce. Bedzie mozna wyprac kilka smierdzacych rzeczy :)
22:25 Koniec kolejnego dnia. Przejechane w sumie ponad 1700 km. Dzisiaj troche ponad stowe. 
Miejsce na nocleg fajne. Moglismy wymoczyc sie solidnie w rzece. Poczatkowo zimno, ale po chwili woda super i mozna bylo poplywac przy brzegu - zbyt szybki nurt, zeby odplynac dalej. 
Po kapieli kolacja i piwko. Teraz lezymy w namiotach i sluchamy rechotania zab nad rzeka :)

środa, 13 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 14

7:10 Zwijamy obozowisko :)
8:07 Wszystko juz prawie popakowane. 
Noc minela spokojnie i jak zwykle szybko... za szybko :/
Dzisiaj kierunek Orlean. 
Wszyscy nadal cali i zdrowi. Prawie zdrowi... O ile mi juz prawie minely dolegliwosci powodujace problemy z siedzeniem na siodelku, to teraz pech dopadl Anete i zrobil jej sie zastrzal na palcu pare dni temu. Dzisiaj w nocy nie za bardzo sie z tego powodu wyspala bo ja boli. Rano przebila to cos i wycisnela rope - przyjechali narychmiast kilku arabskich szejkow i caly zapas ropy chcieli odkupic. Aneta nie sprzedala ;)
Mamy nadzieje, ze jej przejdzie. W razie czego obetniemy jej palec - ma jeszcze mleczne, wiec jej odrosnie. 
Poza tym chyba nikomu nic groznego nie dolega. Mnie pobolewaja kolana, ale jeszcze nie jest to nic groznego - zwykle zmeczenie / przeciazenie. Magda i Lukasz sa hardcorami i nie przyznaja sie co ich boli :)
10:07 McDonalds :)
Siedzimy, pijemy kawke, zrobilismy szybkie pranie, kupke, laduja sie urzadzenia i powerbanki. 
Wycieczka p.t. "McDonaldy swiata" :)
Ale wszechstronnosc tych knajpek doceni tylko ktos, kto byl w sytuacji podobnej do naszej. 
Za chwile trzeba zabrac sie do pedalowania. 
11:30 Pofolgowalismy sobie dzisiaj. Ruszamy. W galerii pojawilo sie kilkadziesiat fotek z Paryza. 
20:31 Zyjemy, ale ledwo :) Bylo tak goraco, ze mi sie nie chcialo pisac nawet.
Znalezlismy las i rozbijamy sie. 
Pozniej cos skrobne. 
22:22 Wykrecilismy stowke dzisiaj. Jechalo sie dobrze, ale bylo troche podjazdow i bylo cholernie goraco, ale dalismy rade. 
Teraz wieje dosyc mocny wiatr, ale tylko go slyszymy, bo las go powstrzymuje. 
Teraz do spania. 

wtorek, 12 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 13

Pobudka chwile po 5-tej nie jest czyms, co kocham :/
No ale co zrobic :)
Zwijamy oboz. 
Ruszylismy o 6:30
8:37 Parenascie km zrobione. Przerwa na kawke w jakims czyms co trudno nazwa - polaczenie kiosku z mini barem z kawa. Takie miejsce porannego posiedzenia dla tych, ktorzy nie sa w pracy. Oby expresso dodalo powera bo jade i spie. 
11:45 Po przejechaniu 54 km zrobilismy przerwe w malym, urokliwym miasteczku. Na straganowej uliczce pelno smakowitosci - ser, owoce morza, oliwki, w sumie wszystko. Mozna jesc oczami. 
Maja tu bardzo ladny kosciol. Miasteczko robi wrazenie - jest takie jakie lubie: nieduze, bez tlumow, z ladna architektura. Za chwile pedalowanie na Paryz :( Wolalbym zostac tutaj. 
13:20 ale goraco...
Aneta nie chcial zjesc czekolady "za tatusia". Pomyslalem, ze musze naskarzyc :)
17:00 Stoimy przed katedra Notre Dame
Robi wrazenie. Pod wieza Eifla jeszcze nie bylismy, ale jesli bedzie robila wrazenie, to beda to jedyne dwie rzeczy robiace wrazenie na mnie tutaj, w tym porytym miescie. 
19:13 Sesja pod jakims slupem wysokiego napiecia zrobiona. Pogoda dopisal wiec pamiatka bedzie fajna. 
Zawijamy sie teraz w kierunku Orleanu. Trzeba cos zjesc i wyjechac za miasto w celu znalezienia noclegu. 
22:15 Szukamy noclegu...
23:32 Juz w namiotach. 
Paryz zrobil na mnie mieszane uczucia, z przewaga negatywnych, ale nie chce mi sie o tym teraz pisac za wiele. Centrum spoko w miare, ale przedmiescia to taki syf, ze nie widzialem nigdy takiego syficznego miasta, jakby ktos smieci z centrum wywozil do nich i rozrzucal na ulicach. 
Katedra Notre Dame robi wrazenie. Wieza Eifla tez. 
Masa ludzi, samochodow - tez robi wrazenie ale nie do konca dobre. 
Ide spac. 

poniedziałek, 11 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 12

6:47 Noc na campingu minela spokojnie i  za szybko :) Fajnie byloby pospac jeszcze troche.
Przez noc podladowalismy powerbanki wiec znowu na pare dni mamy spokoj. 
Zwijamy obozowisko i pedzimy do jakiegos sklepu bo nie mamy nic do jedzenia. 
7:44 Konczymy zwijac oboz. Ja podszedlem jeszcze pod recepcje gdzie jest WiFi zeby wrzucic kilka fotek do galerii. 
Dzien zapowiada sie sloneczny. Przydaloby sie wykrecic ze 120-140. Zobaczymy czy sie uda. Najpierw sklep i sniadanie. 
Dziwna prawidlowosc - jak wjezdzamy do jakiegos kraju to wszystko jest akurat pozamykane bo albo swieto albo niedziela. 
10:18 Opuscilismy nasza stolowke pod sklepem i teraz czeka nas dluuuuga prosta droga. Przynajmniej nie zabladzimy :)
13:44 Przerwa na szybki posilek i uzupelnienie plynow. Droga jest hardkorowa - sinusoida: gora - dol - gora - dol... Ja pierdziele jaki wycisk. Ale stednia mamy 17km/h - moim zdaniem bardzo duzo. Po plaskim byloby to stednie osiagniecie, ale dzisiaj... Rowery waza jak slonie. Kilka dni temu po zakupach nie bylem w stanie podniesc swojego roweru. Mysle, ze to obrazuje z jakim wysilkiem mamy do czynienia ;)
Mimo to jest super :)
16:00 Siedzimy na trawie pod sklepem Aldi w St Quentin. Woda kupiona. Wciagamy wielkie lody i inne pokarmy :)
Goraco. Zaraz szukamy Maka. 
16:14 Mak znaleziony :) Czas na spokojna kupe :)
22:13 Juz w namiotach. Rozbilismy sie na jakims pastwisku :) Moze nic na nie zje w nocy. 
Dzisiaj nakrecilismy ponad 120 km. Bylo bardzo wyczerpujaco przez ciagle podjazdy i slonce. Jakos jednak przezylismy. 
Jutro chcemy osiagnac Paryz. 

niedziela, 10 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 11

6:18 Pobudki powinny byc o 11-tej - byloby prosciej :) Noc minela spokojnie. Trzeba zwijac namioty i brac sie za pedalowanie :)
Czeka nas jeszcze wymiana szprychy u Magdy, bo wczoraj wieczorem zaczelismy zasypiac za kierownica i ciagle ktos w kogos wjezdzal powodujac kraksy :)
8:47 Magda pakuje bambetle i bedziemy ruszac. Od naszego milego gospodarza wyjechalismy o 7:30 ale zaraz kawalek dalej zatrzymalismy sie zrobic ten remoncik. Tam juz nie chcielismy panu zawracac gitary bo obiecalismy wyjazd o 7:30. 
Troche nam zajelo z ta szprycha. Trzeba bedzie gonic :(
Dzisiaj planujemy wjechac juz do Francji.
10:36 chwila przerwy w jakims miasteczku. Ciagle jedziemy wzdluz rzeki wiec zero sklepiw i kibli. 
Miasteczko male a w nim wszyscy gadaja po francusku. Zaczynaja sie pietwsi ludzie nie kumajacy angielskiego :)
Ceny w sklepiku jakies z kosmosu.
11:30 Lukasz pid sklepikiem zauwazyl, ze zgubil okulary. Pojechal szukac. My czekamy. Poczatkowo na lawce, ale Luki dlugo nie wraca wiec zaleglismy na trawie i odsypiamy :)
12:23 Jedziemy dalej. Okularow nie ma. Dwie godzinki w plecy :)
13:57 Chwila przerwy na odpoczynek, posilek itp w poblizu jakiejs fabryki. Jedziemy ciagle wzdluz kanalu lub rzeki. 
Jest goraco. Slonce prazy mocno. Wiatr  wieje troche - oczywiscie glownie od przodu :/
Do granicy zostalo 48 km. 
Kawalek dalej znalezlismy duza stacje paliw. Jest kawa, redbull, kibel... Jestesmy uratowani :)
18:25 Francja
19:37 Niedaleko za granica znalezlismy camping. Jest prad, jest lazienka, jest kibel, jest WiFi. Wiecej nam nie potrzeba. 
Nikt tu nie mowi po angielsku. Co za poryty kraj :/
20:12 Namioty rozbite. Korzystajac z chwili samotnosci na tronie, mozna uzupelnic bloga :)
Obawiamy sie troche, ze we Francji szalu nie bedzie. Ludzie jacys tacy jakby krolowie swiata. W zasadzie mowie to na podstawie Ludzi francuskojezycznych napotykanych juz na poludniu Belgii. 
Nic to, trzeba konczyc posiedzenie i wskoczyc pod prysznic, zrobic pranie i do spania. 
22:09 No to dzien uznaje za zakonczony. Nic specjalnego sie nie dzialo. Przejechalismy niecale 90 km. Jechalo sie przecietnie ale jakos bez werwy. Wszyscy juz jednak troche czujemy w kosciach przejechane kilometry. 
Ide spac. Nara

sobota, 9 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 10

6:00 Pobudka. Jakos ciezko sie wstaje :)
David (nasz gospodarz) mowil wczoraj, ze pogoda dzisiaj ma byc podla. Niestety mial racje. Slysze, ze wieje bardzo mocny, porywisty wiatr. Na szczescie nie pada. Jednak ten wiatr... Jesli bedzie od przodu to bedzie tragedia. Jesli od tylu - rewelacja :)
Chetnie bym pospal jeszcze pare godzin. 
Trzebaby w koncu zrobic jakies wieksze pranie bo czuje, ze wali mi w namiocie jak starej indiance z tobolka :)
9:30
Zgodnie z planem o 7:30 opuscilismy ogrodek Davida. 
Po przejechaniu 24 km znajdujemy sie pod Makiem w Antwerpii. Niestety otwieraja za godzine :( Kolejna dziwna niespodzianka :(
Przynajmniej WiFi dziala. 
Wczorajszy dzien byl swietny pod wieloma wzgledami. Pokonalismy uczciwy dystans 130km w ladnej pogodzie, bez wiatru prawie. Jechalo sie fajnie. Wybil nam pierwszy tysiaczek a na zakonczenie dnia poznalismy swietnych ludzi, z ktorymi spedzilismy sympatyczny wieczor. Pogadalismy o wielu ciekawych rzeczach. Pozalilismy sie, ze nie maja kibli na stacjach :) albo, ze maja 1-kilogramowe jogurty w sklepach :) Wyjasnilismy im zlozonosc naszego narodowego wyrazu za pomoca ktorego mozna wyrazic praktycznie wszystkie stany emocjonalne. Co ciekawe znali juz ten wyraz troche :) Wiadomo o jaki wyraz chodzi ;)
David opowiedzial na o podziale ich kraju na dwie frakcje - Flamandzka i Francuska. Pozalil sie, ze oni (Flamandowie) musza tyrac na reszte kraju. Powiedzial tez ze kiepska i zmienna pogoda to u nich codziennosc. 
Tego typu spotkania i poznawanie ludzi jest kwintesencja podrozowania. Jest czym czego nie doswiadczy sie za zadne pieniadze. Takie doswiadczenia zostaja na zawsze i sa bezcenne. Dlatego moge podsumowac, ze wczorajszy dzien byl zajebisty. Dla takich dni warto wylewac litry potu na trasie :) To po prostu przygoda. 
David mowil wczoraj, ze Antwerpia to ladne miasto. Musze sie z nim po czesci zgodzic - Antwerpia to miasto.
10:15 marzniemy pod Makiem. Jeszcze kwadrans. Fotki sie wrzucaja. 
15:11
Posiedzenie w Maku troche nam zajelo. Potem kolejne troche na zwiedzanie Antwerpii. Nie zrobila na mnie wrazenia. Masa ludzi. Nie lubie tego.
Wyjechalismy juz i cisniemy pomalu na Bruksele. Pogoda sie zepsula - wieje wiatr a przed chwila na przystanku autobusowym uziemil nas deszcz. Niby daloby sie jechac ale jakos brakuje nam dzisiaj weny :)
17:08 Chwilka przerwy na przystanku na jakims zadupiu. Do Brukseli 15 km. Przejechane 70 km. Jedzie sie ciezko - wiatr i brak zaangazowania :)
19:18 od jakiegos czasu szlajamy sie po Brukseli. Donka nie widac. Wstydzimy sie wolac. Trudno - nie spotka sie z nami. Mial szanse.
Jeszcze standardowo kibel w Maku jedziemy na poludnie szukac spania. 

21:33 nocleg zalatwiony. Jest git. Potem opisze. Rozbijamy sie. 
23:34 Juz w namiocie. Umyty, oprany, wysrany :) - czyli komplet. Na trasie licza sie tylko podstawowe potrzeby. 
Dzisiejszy dzien jechalo sie dziwnie - okropnie sie dluzylo. Przejechane 5 km czylusmy jak kilkanascie. Okropne.  Jednak w sumie stowka zostala zrobiona jakims cudem. 
W Brukseli porobilismy troche fajnych fotek - kiedys wrzuce. Jednak sama Bruksela jest syfiasta. Masa ludzi. 
Po wyjezdzie z Brukseli znalezlismy miejsce w ogrodku u starszych panstwa. Bardzo sympatyczni ludzie. Byli kiedys w Polsce, w Oswiecimiu i w Krakowie. 
Rozbilismy namioty na tak idealnie przystrzyzonej trawce, ze najlepsze pola golfowe takiej nie maja. 
Jest cicho i bezpiecznie i mamy kibel :)
Ide spac :)

piątek, 8 maja 2015

Cabo da Roca - dzien 9

Pobudka o 5:30 - przynajmniej w moim wypadku, ale po krzataninie w namiotach wnioskuje, ze nie tylko. Trzeba bylo sie w koncu ogolic bo planujemy dzisiaj wjechac do Belgii. Przeciez nie moge przywitac nowego kraju jak jakis zaniedbany menel ;)
Noc minela szybko :( ale spokojnie :)
Holandia nie zawiodla nas nocnymi odglosami - tym razem zamiast TIRow na autostradzie, mielismy nad glowami startujace samoloty :)
Nie wiem jak innym, ale mi to w ogole nie przeszkadzalo - spalem jak zabity. 
Wypoczalem i w zasadzie nie czuje zadnego zmeczenia spowodowanego podroza. Przez kilka ostatnich dni  dokuczal mi w prawdzie bol dupska spowodowany zbyt czestymi odwiedzinami w kibelku ale na ten temat nie bede sie rozwodzil ;)
Wczoraj zszokowal nas ruch rowerowy w Amsterdamie. Poza tym, ze cale pobocza ulic sa wrecz zasrane stojacymi rowerami (wszedzie, kazda wolna przestrzen, wrzecz ponarzucane na siebie), to na sciezkach rowerowych jest taka masa rowerzystow, ze nie wiem do czego to porownac nawet. Rowerow jest wiecej niz samochodow. Co jednak bardziej zadziwiajace, to fakt, ze ci rowerzysci jezdza tam jak kamikadze - extremalnie szybko, extremalnie gesto. Przez chwile podrozowalismy z nimi dajac sie poniesc fantazji - niebywale przezycie :) Tu wcale nie trzeba jarac blantow, zeby miec speeda ;P aczkolwiek czuc trawsko na chodnikach doslownie wszedzie. 
Samo zas miasto calkiem ladne. Wszedzie masa kanalow, prawie jak Wenecja, chociaz to nie to samo. W Wenecji jest kameralnie, nie ma rowerow a uliczki sa tak waskie, ze ja ze swoim brzuchem moglbym tam teraz utknac (bylem tam gdy jeszcze nie wygladalem jak male sloniatko). W Amsterdamie ulice sa normalne, duze, szerokie, wszedzie sciezki rowerowe... Jednak kanaly jakis tam urok maja. Ale czy jest to jakies specjalnie orgazmogenne miast? Dla mnie nie. Ja nie lubie duzych miast, tlumow, komerchy. Nie planuje odwiedzac wiecej Amsterdamu :)
Moglbym dosyc wiernie opowiedziec to na wzor tego jak zrobil to Grzegorz Turnal, tylko nie z Nowym Yorkiem:
"Bylem w Amsterdamie,
Bylem w Amsterdamie,
To na prawde wielkie przezycie.
...
Bylem w Amsterdamie
Taki jak jestem to bylem i widzialem.
A potem sie zmeczylem
I stalem w Amsterdamie
...
A teraz mowie - nie wiem
Nie mowie Wam bo nie wiem
Nie wiem czy warto byc w Amsterdamie,
Lecz mowie Wam pojedzcie
Postojcie i posiedzcie
Bo nie warto nie byc w Amsterdamie..."

Jakos tak to lecialo. Oryginal sporo dluzszy, ale sens podoby - kto zna ten wie :)
Dobra, biore sie za pakowanie. 
7:33 Ruszamy na Belgie. 

11:24 przerwa po 50km w Maku na przedmiesciach Rotterdamu. Zaraz smigamy na poludnie. 

15:26 Szybka przerwa na zakupki itp na Shelu. Do Essen (Belgia) mniej niz 30km. Do granicy troche mniej. Pogoda super. Jedzie sie rewelacyjnie. 
Jakas godzinke temu wybil nam na licznikach pierwszy tysiaczek :)
Uczcilismy to sesja foto / filmowa :)
16:17 przymusowa przerwa serwisowa - Madzi peklo mocowanie bagaznika. Na szczescie sprawa wyglada na naprawialna wiec pewnie wkrotce bedziemy pedalowac dalej. 
18:28 Granica. Lecimy dalej
22:15 Namioty rozbite. Jestesmy w Essen ( niedaleko za granica, po stronie Belgii). Szukalismy noclegu i sam sie znalazl. Ugoscili nas tubylcy - stmpatyczna rodzinka. Pozniej napisze wiecej bo teraz jest impreza :)

23:22
No wiec tak :) - przejechalismy granice i wjechalismy do miasteczka Essen w Belgii. Czas byl spoko bo pogoda po raz pierwszy dopisala od rana do wieczora. 
Zakupy jednak troche nam zajely czasu wiec stwierdzilismy, ze szukamy cokolwiek w poblizu. Gdy zatrzymalismy sie na chwile - podjechal facet (takich sytuacji mielismy sporo podczas wyprawy) i zapytal czego szykamy. Powiedzialem o co chodzi wiec skierowal nas na camping. Jednak okazalo sie byc drogo. Po paru kolejnych minutach poszukiwan, zatrzymal sie facet, ktory byl akurat podczas naszej wizyty na drogim campingu. Zaproponowal swoj ogrod za 5 euro za wszystkich w sumie. Pojechalismy do niego. Facet ma zone i chyba corke jedna oraz 5 psow. Zaczal nas czestowac piwem. W sumie wypilismy wiecej niz kosztowal nocleg. 
Przyszli jacys ich znajomi jeszcze i bylo wesolo. 
Duzo opisywania a jestem po 3 piwach i zasypiam :) Jak na mnie to zgon. Ide spac. Nie wiem jak jutro wstane. Kiedys to jeszcze opisze :)